Rezultaty wyszukiwania dla: Ron Lim

środa, 30 wrzesień 2020 14:15

Podstęp

Na hasło „skandynawski kryminał” reaguję zawsze tak samo – w głowie majaczą mi charakterystyczne dla tego gatunku obrazy. Spowite mgłą niewielkie miejscowości, wyróżniające się surowym północnym klimatem i wyjątkowymi krajobrazami. Lokalna społeczność – zamknięta, hermetyczna, skrywająca liczne sekrety, których źródłem często są wydarzenia sięgające kilkudziesięciu lat wstecz. Mroczna, gęsta atmosfera narastająca wokół bohaterów i całego śledztwa. Kto lubuje się w nordic noir, z pewnością wie, co mam na myśli. Ponieważ są to elementy, które w książkach szczególnie cenię, nie mogłam przejść obojętnie wobec „Podstępu” Marii Adolfsson. Jednak czy autorce udało się stworzyć historię, która w pełni oddaje specyfikę tego gatunku?

Północny klimat

Nie da się odpowiedzieć na to pytanie jednym zdaniem. Pod wieloma względami książka wpisuje się w skandynawski nurt powieści kryminalnych. Czytelnik z pewnością doceni chłodny, ostry klimat, który roztacza się nad nim już od pierwszych stron. Za miejsce akcji służy fikcyjny archipelag Doggerland leżący na Morzu Północnym między Wielką Brytanią a Skandynawią. Nordycka pisarka wykazała się dużą precyzją w jego wykreowaniu. Świadczą o tym przede wszystkim liczne opisy poszczególnych miejscowości, łączących je szlaków komunikacyjnych, otaczającej przyrody, a także mieszkańców i ich codziennego życia. Odbiorcy nietrudno sobie wyobrazić tak szczegółowo nakreśloną scenerię, która faktycznie trąca egzotyką krajów Północy.

Tło społeczno-obyczajowe

Ze wszystkich opisów i wątków, które są mniej lub bardziej związane z samym śledztwem, wyłania się obraz społeczeństwa dalekiego od ideału, skrywającego problemy pod płaszczem pozorów i niedopowiedzeń. Bohaterowie są niejako odbiciem tych problemów – realnych, ale bardzo często deprecjonowanych przez władze. Adolfsson bardzo dużo uwagi poświęca tu, chociażby kwestii nierównego traktowania kobiet oraz układom w szeregach policji. Natomiast zwykli mieszkańcy Doggerlandów jawią się jako zamknięta, zazdrośnie strzegąca swoich sekretów wspólnota, nieufna w stosunku do innych osób, zwłaszcza tych o odmiennym pochodzeniu etnicznym czy przekonaniach kulturowych.

Doggerlandzkie śledztwo

Główny trzon fabuły stanowi dochodzenie związanego z morderstwem Susane Smeed, byłej żony naczelnika wydziału kryminalnego. Z oczywistych względów Jounas Smeed nie może uczestniczyć w śledztwie, dlatego sprawę przejmuje 49-letnia Karen Eiken Hornby. Ze względu na skomplikowane relacje z szefem i brak wyraźnego poparcia wśród pozostałych członków zespołu ma przed sobą niełatwe zadanie. A im więcej czasu mija od momentu popełnienia zbrodni, tym większy dyskomfort odczuwa policjantka. Zwłaszcza że na horyzoncie nie pojawia się zbyt wiele punktów zaczepienia.

Śledztwo toczy się bardzo powoli, a nawet skłaniałabym się ku stwierdzeniu „ślimaczy się”. Czytelnik obserwuje poszczególne działania podejmowane przez policjantów, a w międzyczasie bliżej poznaje życie prywatne bohaterów, ich zwyczaje, troski i radości. Wątek kryminalny schodzi niejako na dalszy plan. Ciężko tutaj mówić o dynamicznej akcji, przynajmniej na pierwszych 250 stronach. I nie byłoby w tym nawet nic złego – w końcu wielowarstwowa fabuła z wyraźnie zarysowanym tłem społecznym to znak rozpoznawczy nordic noir – gdyby nie fakt, że owa płaszczyzna jest tu zdecydowanie za mocno rozbudowana i nie do końca umiejętnie. Przez wszystkie opisy – domów, ulic, otaczającej natury – po prostu ciężko przebrnąć. W wyniku tego całe napięcie ulatuje z czytelnika niczym powietrze z przekłutego balonu.

Dopracowani bohaterowie

Na wysokim poziomie stoi kreacja bohaterów, zarówno pierwszo-, jak i drugoplanowych. Postacie są żywe, realne, idealnie wkomponowane w panujący w powieści klimat, zróżnicowane pod względem charakteru czy podejścia do życia. Czytelnik poznaje cały wachlarz najróżniejszych osobowości, z ciekawością zagłębiając się w ich prywatne sprawy i usianą różnymi problemami codzienność.

Nietuzinkowo została przedstawiona postać Karen, która musi zmagać się nie tylko z obecnym śledztwem i nieprzychylnością współpracowników, ale również z pewną tajemnicą z przeszłości, która wywiera ogromny wpływ na jej życie. Chociaż policjantka ma za sobą bolesne przeżycia, pozostaje silną, niezależną kobietą, która wie, czego chce, i uparcie dąży do celu. Autorka może nie przeciera tu żadnych nowych szlaków, ale do tego szablonowego rozwiązania wnosi nieco oryginalności, świeżości.

Początek końca

Kiedy już czytelnik „wgryzie się” w całą historię, zacznie wysnuwać własne wnioski i kierować podejrzenia na tego czy innego bohatera, wówczas Maria Adolfsson szybko sprowadza go na ziemię. Na ostatnich kilkudziesięciu stronach dzieje się coś, czego nikt nie mógł podejrzewać. Finał jest niezwykle emocjonujący i uzmysławia odbiorcy, jak łatwo dał się zmanipulować autorce, opierając swoje domysły na fałszywych przesłankach. Nie spodziewałam się, że wydarzenia potoczą się w takim kierunku, ale to dobrze – efekt zaskoczenia został osiągnięty. Tytuł – „Podstęp” – idealnie tu pasuje.

Czyli że co?

Chociaż książka nie jest pozbawiona wad, warto spojrzeć na autorkę nieco łaskawszym okiem. „Podstęp” jest bowiem jej literackim debiutem. Trzeba przyznać, że jak na początek pisarskiej przygody Maria Adolfsson poradziła sobie całkiem dobrze. Skomplikowana fabuła, starannie uknuta intryga, wprawna kreacja bohaterów i emocjonujące zakończenie to plusy tej powieści kryminalnej. Gdyby nie przegadany wątek społeczno-obyczajowy, w którym aż roi się od długich opisów, można by powiedzieć, że to naprawdę świetny debiut. Mimo wszystko myślę, że warto dać szansę autorce. W przygotowaniu jest już kolejny tom serii, a ja mam cichą nadzieję, że okaże się lepszy niż część pierwsza.

Dział: Książki
czwartek, 24 wrzesień 2020 22:28

Topiel

Topiel Jakuba Ćwieka to książka, co do której nie miałam żadnych oczekiwań. Nie znam poprzednich powieści tego autora, więc nie miałam tej lektury, do czego porównać. Jednak Topiel okazał się powieścią tak ciężką, fascynującą i przerażającą, że już wiem, że koniecznie muszę nadrobić wszystkie książki pana Jakuba Ćwieka.

Lipiec 1997 roku zapisał się  na kartach historii w Głuchołazach. Dlaczego? Wielka powódź niemal pochłonęła całe miasto. Grupa ukraińskich żołnierzy dokonuje strasznego odkrycia – odnajdują ciało zaginionego chłopca. Jego rodzice stracili nie tylko dobytek życia, ale i jego sens. Jednak żeby poznać początek tej historii, należy cofnąć się kilka dni wstecz. Poznajemy czterech chłopaków – Grześka, Kacpra, Darka i Józka. Ostatni z nich jest w Głuchołazach „przejezdny” i trafia na czas powodzi. Bohaterowie dojrzewają, przeżywają pierwsze miłości, starają się odnaleźć siebie. Nie boją się też ryzykować. Jednak powódź, która zaleje Głuchołazy, na zawsze ich odmieni. Wszystkich.

Topiel otumania czytelnika. Ta powieść jest duszna, upalna i mroczna. Autor przenosi czytelnika do lat 90 XX wieku – ten czas przemian miał specyficzny klimat, trudny do opisania i przekazania, ale panu Ćwiekowi się to udało. Zatapiając się w lekturę, niemal czułam ten przedziwny nastrój zmian. Kacper, Grzesiek, Józek i Darek odnajdują się w tej nowej rzeczywistości. Można powiedzieć, że są momentami dość lekkomyślni, ale młodość ma swoje prawa. Czytając Topiela, a szczególnie te fragmenty, gdy bohaterowie popisywali się brawurą i głupotą, zapomniałam, że młodość ma swoje prawa i włączało mi się umoralnianie. Jednak w opisie uczuć czy zachowań chłopców nie ma nuty dorosłości; autor w stu procentach oddał ten klimat młodości. Jako ciekawostkę dodam, że Jakub Ćwiek inspirował się własnymi przeżyciami, jednak nie wszystko w Topielu oparte jest na faktach.

Trudno mi zaklasyfikować tę powieść do jednego gatunku. Topiel wymyka się wszelkim schematom i nie da się wtłoczyć w ramy. Znajdziemy tutaj elementy dramatu, thrillera, kryminału, sensacji… Topiel to opowieść o młodości. Brutalnej. Trudnej. Kłopotliwej. Niektórych fragmentów nie byłam w stanie czytać bez łez. Prześladowanie młodych ludzi to trudny i ciężki temat. Wiele osób po latach przyznaje się do tego, że byli gnębieni przez rówieśników. Jakub Ćwiek pokazał, do czego może doprowadzić przemoc; jak łatwo można zniszczyć psychikę młodego człowieka. Dla bohaterów powódź była przygodą. Nie widzieli w niej takiego wielkiego zagrożenia jak dorośli. To była kolejna atrakcja wakacji, które na zawsze zapisały się w pamięci bohaterów.

Topiel to książka bardzo dobra; mętna i ciężka, pełna brutalnych emocji i przeżyć. Patrzenie na klęskę żywiołową, jaką jest powódź, oczami dzieci jest niezwykle fascynującym doświadczeniem. Jak dla mnie Topiel to powieść pozbawiona wad; dopracowana od pierwszej do ostatniej strony. Po tej książce nie uwolnicie się od książkowego kaca.

 

Dział: Książki
czwartek, 24 wrzesień 2020 16:09

Tajemnica potępionej

Duchy, zjawy upiory od lat pobudzają wyobraźnię kolejnych pokoleń osób, niezależnie od ich wieku czy statusu społecznego. Już wieki temu starano się podejmować próby kontaktu z tamtym świtem, szukano w ten sposób odpowiedzi na to, co będzie, ale też traktowano to jako metodę powtórnego spotkania z ukochanym, z dzieckiem czy rodzicami. Seanse spirytystyczne dziś może nie są już częstym zjawiskiem, ale godnie zastępują ten rodzaj atrakcji różnego rodzaju filmy mrożące krew w żyłach czy demoniczne powieści. Lubimy się bać, lubimy ten zastrzyk adrenaliny, pod warunkiem oczywiście, że siedzimy bezpiecznie we własnym fotelu, a naszego domu … nie nawiedzają duchy.

Zresztą wspomniane duchy najbardziej kochają stare domy, dlatego że upływ czas pociąga za sobą wiele ludzkich historii, nie zawsze szczęśliwych, wiele ludzi rezydujących w tych pomieszczeniach, a co za tym idzie – wiele pozostałej energii. Dlatego o duchach mówi się szczególnie w kontekście starych pałaców i zamków, a ich pojawianie się, traktowane jest jako atrakcja turystyczna. Inaczej rzecz się ma, kiedy taki duch pojawia się w domu, który jest zamieszkały. Różne zjawiska związane z bytem z zaświatów, takie jak szepty, stukania, płacze, krzyki, potrafią nieźle wystraszyć, a nawet doprowadzić do obłędu…

Pałac koło Poznania, będący rodzinną posiadłością Sarkisiewiczów, ma właśnie takiego ducha. Zjawia kobiety, która się pojawia, pełna jest bezdennego smutku, a nawiedzając domostwo burzy spokój mieszkańców. Ponoć właśnie z jej powodu prababka małej Anety popełniła samobójstwo, ducha widział także przed śmiercią dziadek, panicznie się go zresztą bojąc. Tajemniczą kobietę widziała także ośmioletnia wówczas Aneta, choć upływ czasu zatarł te wspomnienia, a po śmierci dziadka nigdy już do tego pięknego domu nie wróciła.

Okazja do tego, by znów odwiedzić posiadłość pojawia się dopiero wówczas, kiedy Aneta, jako dorosła kobieta i mężatka, boryka się z problemami związanymi z zajściem w ciążę. Mogłoby się wydawać, że na jej rodzinie ciąży jakaś klątwa, porody kobiet bywają trudne, często tez kobiety w ich trakcie umierają. Aneta jednak straciła szanse, by w ogóle mieć dziecko, wynik badań pozbawił ją bowiem złudzeń. Nie cieszy ją już nawet malarstwo, mimo iż jest uzdolnioną artystką, a bólu nie koi też pomoc w zaprzyjaźnionym domu spokojnej starości i rozmowy z wyjątkowo jej bliską pensjonariuszką Konstancją. Aneta postanawia zatem poszukać spokoju w pałacu, mimo wyraźnego sprzeciwu matki. Wraz z mężem-architektem i siostrą wyjeżdża na wieś, ale już pierwszy dzień pobytu tam przynosi nieprzyjemne wydarzenia, a Aneta trafia do szpitala. Diagnoza: załamanie nerwowe, stawia pod znakiem zapytania jej pobyt w pałacu, który popchnął jej przodkinię do samobójstwa. Mimo wszystko Aneta decyduje się pozostać w nawiedzonym domu…

Czy w tych pięknych murach rzeczywiście rezydują duchy? Co się zdarzyło tu w przeszłości? Jaka  jest prawda o śmierci prababki? Na te wszystkie pytania odpowiedzi będziemy poszukiwać w powieści, będącej debiutem literackim Mateusza Koniecznego. Książka pt. „Tajemnica potępionej”, opublikowana nakładem Wydawnictwa Novae Res to wyjątkowa historia o frapującej fabule, od której nie można się oderwać mimo istotnych jej mankamentów. Książka zainteresuje z pewnością nie tylko miłośników opowieści z dreszczykiem, ale przede wszystkim osoby ceniące sobie prostotę konstrukcji książki, która jednak daleka jest od banału.

Największy atut książki, piękny poetycki język, jest niestety również jej największą wadą. O ile bowiem doskonale sprawdza się w opisach, pobudzając nasza wyobraźnię, tak współcześni bohaterowie mówiący o „zażywaniu kąpieli”, „zaprzestaniu filozoficznych wypowiedzi” czy raczący się pozdrowieniami „Bywaj zdrowo”, wypadają sztucznie i nienaturalnie. Przez to właśnie trudno się nam do nich zbliżyć i w pełni wczuć się w historię Pozostajemy zatem biernymi obserwatorami, a szkoda, bowiem tak klimatyczna historia z pewnością zasługuje na nasze zaangażowanie.

 

 

Dział: Książki
czwartek, 17 wrzesień 2020 12:25

Nieważne, kto przegra, zło zawsze zwycięży!

Jak przeżyć niesamowitą przygodę w świecie DC Comics i pokonać Superbohaterów? Wystarczy wcielić się w LEXA LUTHORA™, SINESTRO™ lub innego Superłotra. Już 7 października premiera gry „Wieczne zło”, kolejnej propozycji z serii DC Deck Buliding Game, która pozwoli stanąć do pojedynku z największymi Superbohaterami DC. Tego samego dnia ukaże się też dodatek crossover „Łotrzy”.

Dział: Bez prądu
sobota, 12 wrzesień 2020 10:37

Zimny chirurg

Cisza, czas od czasu przerywana stłumionym pokasływaniem gdzieś z oddali. Cichy syk odpalanego znicza, zapach roztapiającego się wosku mieszający się z tą ciężką, charakterystyczną wonią cmentarzy- kwiatów i ziemi. Pierwsze wspomnienie małego Edmunda wiąże się z jego starszym bratem Andrzejem; pamięta, jak kilkulatek delikatnie dotykał jego pulchnej, niemowlęcej rączki, uśmiechając się. Teraz, na tym zimnym i opustoszałym cmentarzu, Edmund nie poświęca już za wiele uwagi bratu, spoczywającemu pod ziemią, choć matka wymusza na nim bardzo częste odwiedziny grobu. Młodego Kolanowskiego intryguje świeży nagrobek kilka metrów dalej- szczególnie, że wygląda na łatwy do spenetrowania. Jakie tajemnice może kryć kupka ziemi, nieudolnie starająca się ochronić ciało zmarłej przed oczami świata? Czy ma do zaoferowania jemu, Edmundowi, coś więcej niż podekscytowanie związane z odkryciem kolejnej tajemnicy... ?

Jak ja uwielbiam prawdziwe historie o seryjnych mordercach, ubrane w literackość! Nie przedzieram się już przez suche biografie i opisy czynów sprawców, lecz razem z nimi wyruszam na łowy, jesteśmy tu i teraz, razem (choć oczywiście w prawdziwym życiu wolałabym jednak nie natrafić na żadnego psychopatę). A najlepsze jest to, że ów swoisty "prezent" podarował mi jeden z moich ulubionych, polskich autorów- pan Max Czornyj. Czy można chcieć więcej? 

Edmund Kolanowski- mężczyzna, który od wielu lat rozkopywał świeże groby kobiet, wycinał ich narządy kobiece, po czym przyszywał do stworzonej przez siebie kukły i wykorzystywał. W ten sposób zdewastował kilkadziesiąt grobów, doprowadzając rodziny zmarłych do rozpaczy. A jednak ów mężczyzna nie tylko był nekrofilem, ale jego żądze ostatecznie doprowadziły go do morderstwa na młodziutkiej dziewczynce. Jeden z najbardziej znanych sprawców w Polsce.

Zło nas intryguje, to prawda stara jak świat. Ludzie są ciekawskim gatunkiem, wtykamy nos wszędzie tam, gdzie nie powinniśmy. Żądni sensacji podglądamy idących schodami sąsiadów, zasłuchujemy się w odgłosy dochodzące zza ściany, z lubością wysłuchujemy plotek wszelkiego rodzaju. A prawdziwą strawę dla rozpalonego żółcią zazdrości ciała mamy wtedy, gdy bliźniemu przydarzy się coś niedobrego. To co prawda jest zło mniejszego kalibru, ale jasno pokazuje, do czego nasz gatunek jest zdolny. Czy powinien więc nas dziwić fakt, iż po ziemi chodzą ludzie, którzy szczęście odnajdują w krzywdzeniu innych?

Zawsze podczas lektury książek o seryjnych mordercach zastanawiam się, co na nich wpłynęło- wychowanie, a może źli już się urodzili? Czy mamy w sobie pierwiastek zła, który dojrzewa wraz z nami, jeśli tylko mu na to pozwolimy? Tajemnica, której rozwiązanie wciąż jest dla nas nieosiągalne. I właśnie dlatego lubię thrillery bazujące na prawdziwych historiach, ponieważ choć przez krótką chwilę czuję, iż odpowiedzi na wszystkie moje pytania mam w zasięgu ręki. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że opis uczuć i zachowań Edmunda Kolanowskiego został "stworzony" przez pana Maxa, a w rzeczywistości powiązane z jego nekrofilskimi działaniami uczucia mogą różnić się od opisanych w ogromnym stopniu, lecz mimo to mam poczucie, że w jakiś sposób "poznałam" Kolanowskiego.

Zimny chirurg to kolejna książka potwierdzająca, iż to właśnie życie pisze najmroczniejsze scenariusze. Czytuję całkiem sporo thrillerów, w których to autorzy wciąż starają się stworzyć jak najbardziej psychopatycznego mordercę, przerażającego czytelnika do szpiku kości. A jednak to właśnie po przeczytaniu lektury opartej na faktach człowieka przechodzi dreszcz grozy. Na podstawie zachowania społecznego Edmunda Kolanowskiego możemy zauważyć, iż nikt nie zwrócił nigdy na niego uwagi. Dla otaczających go ludzi był zwykłym mężczyzną- pracującym, posiadającym żonę i dzieci. Nikt nie zauważył ognia, który wciąż w nim płonął. Żaden z sąsiadów w życiu nie oskarżyłby go o okaleczanie kobiecych zwłok. I to właśnie dlatego przez tak długi czas był nieuchwytny. Przy historii Kolanowskiego wszyscy literaccy psychopaci zdają się być po prostu... sztuczni. 

Chyba nie muszę Was już namawiać do przeczytania najnowszej książki naszego polskiego autora? Myślę, że Zimny chirurg to gratka dla fanów mocnych opowieści, które wydarzyły się naprawdę.

Dział: Książki
czwartek, 03 wrzesień 2020 20:43

Fragment nowej powieści z Uniwersum Marvela

Dobra wiadomość dla wszystkich wielbicieli superbohaterskich klimatów. Już dziś w księgarniach czeka na was potężna dawka przygody spod znaku Marvela – „Wszyscy chcą rządzić światem” Dana Abnetta (znanego m. in. z bestsellerowych powieści w serii „Warhammer 40 000”). Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Insignis.

Dział: Książki
poniedziałek, 31 sierpień 2020 00:31

Toy wars

Zabaweczka wcale nie musi być grzeczna. Czasem stawia wszystko na jedną kartę i gdy trzeba, nie tylko złapie „problem za jaja”, ale też wyciśnie jak cytrynkę. W tym świecie liczy się tylko przeżycie, a to wcale nie jest łatwe.

 

160 cm wzrostu, 45 kilo wagi i charakter nie do zdarcia. Jak jest się byłą prostytutką i narkomanką, to zna się życie od najgorszej strony. Toy nie da sobie w kasze dmuchać i właśnie na to liczy jej zleceniodawca. Razem z grupą komandosów wysyła ją do zbadania podejrzanego statku, który nie miał prawa wrócić z misji. Coś tu śmierdzi i Toy ma się tym problemem zająć. Jak bardzo skomplikuje to jej i tak niełatwe życie?

 

To nie było moje pierwsze spotkanie z „Toy wars”. Wiele lat temu czytałam już ten zbiór opowiadań, dlatego z ciekawości do niego wróciłam. Cóż… klimat był zdecydowanie taki, jak zapamiętałam, a ja ponownie dałam się porwać wartkiej i wciągającej opowieści. Od razu muszę was uprzedzić. To nie jest lekka historyjka, a mroczna, zakręcona, brutalna i przesycona seksualnością opowieść. Przypominam, opowieść zaczyna się w grupie najemników, więc nikt tutaj nie stara się być delikatnym.

 

„Toy wars” to kawał specyficznej, ale dobrej fantastyki. Dzieje się tu sporo „cudów”, fabuła nie raz odwraca kota ogonem i regularnie gna na złamanie karku. Z pewnością nie można się nudzić, a to, że jest to równie mroczny, co pokręcony świat, dodatkowo podkreśla atmosferę i klimat całego świata.

 

Czy jednak w tym wszystkim jest tylko zło i walka? Niekoniecznie. Toy to ostra babka, która jednak stara się przede wszystkim postępować w zgodzie ze swoją specyficzną moralnością. Podobało mi się jej czarne żarty i skrywana przed całym światem wrażliwość. Stara, dobra fantastyka, w której autor musi najpierw przecisnąć bohaterkę przez „młynek” paskudnych doświadczeń, by stworzyć skomplikowaną i wiarygodną postać.

 

W opowieści nie brakuje też humoru. Czy to słownego, czy sytuacyjnego. Chociaż powieść nadaje się raczej dla dojrzałego czytelnika, ze względu na przemoc, czy wulgaryzmy, to z pewnością obok ciekawej akcji i intrygującego świata znajdzie on tam też sporo bezpardonowego humoru. Lubisz fantastykę? Nie boisz się mocnych słów i opisów? „Toy wars” powinno przypaść Ci do gustu!

Dział: Książki
sobota, 08 sierpień 2020 21:11

Królestwo dusz

Ta książka jest inna, zadziwiająca, przepełniona odmienną kulturą, zapachami, emocjami, wierzeniami. Królestwo dusz to opowieść, różniąca się od historii, które czytałam do tej pory. To zadziwiająca, nieco mroczna lektura, którą warto wpisać do swojej listy must read. 

Arrah pragnie magii. Ma nadzieję, że ta w końcu do niej przyjdzie. Dodatkowo, ciążą na niej rodzinne oczekiwania, szczególnie ze strony matki. Niestety, czas mija, a Arrah nie przejawia żadnych, magicznych skłonności. Pewnego razu odkrywa, że jej okrutna matka ma straszny plan. Tworzy jej siostrę bliźniaczkę, której moc ma za zadanie obudzić Króla Demonów, które okrucieństwo owiane jest legendami.  Gdy on powróci, nikt nie będzie bezpieczny. Niestety, matka Arrah nie pozwala jej ostrzec innych i powstrzymać złej siostry. Czy dziewczyna poświęci wszystko, aby uratować świat? I czy jej się to uda. 

Ta książka przesiąknięta jest magią. Mroczną, egzotyczną, z bogami, tak zadziwiającymi i intrygującymi, że aż chce się dowiedzieć o nich wszystkiego. Rena Barron to autorka, która stworzyła fantastyczny, magiczny świat, który zachwyca od pierwszych stron Królestwa Dusz. Kraina, w której zamieszkują bohaterowie, jest wielowarstwowa, pełna tajemnic i sekretów. Jednak Rena Barron, pomimo mojego zachwytu nad kreacją świata teraz, trochę mnie zraziła do swojej powieści na początku lektury. Dlaczego? Autorka rzuca czytelnika w sam środek wydarzeń i kilkanaście stron to błądzenie we mgle. Nowe nazwy, miejsca, ogrom bohaterów, przedziwnych obrzędów jest dla czytelnika bardzo mylące, a brak konkretnego wprowadzenia czy też wyjaśnienia, powoduje, że trudno się wczytać w lekturę i docenić jej złożoność. Nie wiem, czy to wina tłumacza, czy też autorka w oryginale nie umieściła żadnych wyjaśnień, ale przez całą lekturę napotykałam się na nowe słowa, które niewiele mówią. Z jednej strony mamy piękny, zadziwiający świat, który chcę się odkrywać, bo jest przesiąknięty Afryką, a z drugiej jego złożoność i brak odpowiedniego wprowadzenia trochę zniechęca do lektury.

Bardzo podobała mi się fabuła, chociaż , że opis na okładce zdarza zdecydowanie zbyt dużo i odbiera prawdziwą frajdę z lektury. Akcja rozkręca się bardzo powoli, wręcz wlecze się ślimaczym tempie, jednak są momenty, które czyta się z rosnącą ekscytacją, a krew zaczyna szybciej krążyć w żyłach. Niestety, po zakończonej lekturze nadal mam w głowie mętlik i chociaż próbuje sobie wszystko poukładać, to czuje, że nie będzie t łatwe. Królestwo Dusz jest książką dobrą, ale sporo jej brakuje do tego, aby stać się powieścią fenomenalną; taką, która pochłonie czytelnika i cały otaczający go świat; taką, która oczaruje odbiorcę, uwiedzie go i nie da o sobie zapomnieć.

 

Dział: Książki
środa, 05 sierpień 2020 19:34

SybirPunk Vol.2

Sasza Khudovec, znany też jako Chudy, wraca do gry. I to w wielkim, choć nietypowym dla siebie stylu, bowiem jako prezes zakładu przemysłowego i szef ochrony jednego z najbardziej wpływowych oligarchów. Czy jednak ta dobra passa będzie długo trwała? Niekoniecznie. Nie w Neosybirsku. 

Dobrze było znowu spotkać Chudego, Mykołę i jego Psa oraz pozostałych bohaterów tworzących barwną mozaikę w kolejnej wizji przyszłości, jaką serwuje czytelnikom Michał Gołkowski. Niniejsza pozycja to drugi tom, będący bezpośrednią kontynuacją wydarzeń opisanych w poprzedniej części, więc osobom, które mają jeszcze przed sobą tę lekturę, mogę tylko podpowiedzieć - jeśli lubicie styl autora, macie słabość do rosyjskich klimatów i szukacie lekkiej, aczkolwiek brutalnej, niekoniecznie wymagającej, ale wciągającej postapokaliptycznej powieści, sięgnijcie po pierwszy tom, a potem wróćcie do tej recenzji. 

Jeśli natomiast pierwsze spotkanie z Saszą jest już za Wami, spieszę zapewnić, że drugi tom jest utrzymuje poziom pierwszego, zarówno z jego zaletami, jak i niedoróbkami (chociaż tych pierwszych jest jednak więcej). 

Fabuła to, tak jak wspomniałam, kontynuacja wcześniejszych wydarzeń. Chudy i towarzysząca mu grupka oddanych dresików spod bloku przejmuje zakład w Baryszewie. Okazuje się jednak, że nie jest to taka żyła złota, na jaką liczył Sasza, a prezesowanie wiąże się z masą obowiązków, których nie przewidział. Jakby tego było mało, ścigają go kolejni wrogowie, których lista wydłuża się i to niemalże każdego dnia. Daniłow też go nie oszczędza, a związek z Olgą wchodzi na kolejny etap, przez co życie Chudego niepokojąco szybko wymyka my się z rąk. Nie ma jednak takich problemów, by nie mogły na nie zaradzić porządna spluwa i synta w żyłach, prawda? 

Akcja rozkręca się stosunkowo powoli, a kiedy w końcu nabiera już pełnego tempa, dzieje się, oj dzieje. Na brak wrażeń, strzelanin, pościgów i mniej lub bardziej udanych zasadzek na pewno nie można narzekać. Trochę szkoda tylko w tym wszystkim, że to co prawdopodobnie miało być największym twistem na koniec powieści, dla trochę bardziej uważnego czytelnika było oczywiste już w pierwszym tomie.... A może autor zrobił to celowo i jedynym nieświadomym miał być Chudy? Z Gołkowskim nigdy nie wiadomo, więc kto wie? 

Nie ma co się oszukiwać - to nie jest ambitna lektura, ale za to zapewnia masę przyjemnej rozrywki, zwłaszcza jeśli na niektóre kwestie przymkniemy oko (jak na fakt, że szczęście Khudovca zdaje się nieograniczone). Mamy tu przyszłość z całym wachlarzem technologicznych bajerów, modyfikacji ciała, wszczepów i innych cudów, lecz jednocześnie jest to przyszłość raczej swojska, zabarwiona dobrze nam znaną mentalnością. 

Mówiąc krótko, jeśli poznaliście już Chudego i przypadł Wam do gustu w pierwszym tomie, bez wahania sięgnijcie także po drugi. 

Dział: Książki
wtorek, 14 lipiec 2020 09:41

Małgosia i Jaś

Baśń nie dla dzieci. 

Wszyscy znają historię Jasia i Małgosi, porzuconych w lesie przez własnego ojca i zwabionych przez wiedźmę do piernikowej chatki, w której miał się dokonać ich los. Jeśli przyjrzeć się jej bliżej, to jedna z najmroczniejszych opowieści zgromadzonych przez braci Grimm, wykorzystująca motyw zabójstwa i kanibalizmu. I to w odniesieniu do tych najbardziej bezbronnych – dzieci. 

Mogłoby się wydawać, że z doskonale znanej opowieści nie da się wycisnąć nic więcej. Oz Perkins, znany głównie z filmu Zło we mnie, doszedł do wniosku, że podejmie to wyzwanie i pokaże historię rodzeństwa w nowym świetle. Czy udało mu się to? I tak, i nie. Małgosia i Jaś dość luźno bazują na znanej baśni, sam film pozostawia jednak wrażenie niedosytu. 

Opowieść rozpoczyna się naprawdę dobrze. Nastoletnia Małgosia i kilkuletni Jaś są zmuszeni do opuszczenia rodzinnego domu. Nie mają ojca, matka zaś popada w coraz większy obłęd, przez co staje się dla własnych dzieci zagrożeniem równie poważnym, co pustosząca kraj klęska głodu. Rodzeństwo rusza więc w drogę, która wiedzie ich przez mroczny las, zdający się skrywać własne tajemnice. Wreszcie docierają do samotnego domostwa. Spotykają w nim starszą kobietę, która w zamian za przejęcie części obowiązków domowych, oferuje im gościnę. 

Pierwszych kilkanaście minut wprowadza widza w nastrój nie do końca wypowiedzianej grozy. Świetne ujęcia, oprawa muzyczna i budowany dopiero zarys opowieści zapowiadają rasowy horror. Niestety, wraz z wprowadzeniem na scenę wiedźmy Holdy dobrze zapowiadająca się historia traci impet, zdaje się też skręcać ze ścieżki grozy w kierunku mrocznego fantasy. Nie oznacza to, że sama Holda została przedstawiona lub zagrana źle, absolutnie nie – kreacja Alice Krige jest świetna. Winą raczej należy obarczyć scenariusz. Można odnieść wrażenie, że całą historię dałoby się z lepszym rezultatem opowiedzieć w dwa razy krótszym czasie, tymczasem rozciąganie jej do blisko półtorej godziny nie przynosi nic dobrego. 

Film nie do końca potrafi więc obronić się fabułą, co nie oznacza, że jest zły. Niedostatki w samej historii nadrabia niesamowicie klimatyczną, wspomnianą już przeze mnie, oprawą dźwiękową i scenografią. Duszny klimat mrocznej puszczy z miejsca udziela się widzowi. Wędrując wraz z bohaterami po chatce wiedźmy odczuwamy dyskomfort i niepokój, czy spowijają ją cienie nie skrywają tajemnic, których nie chcielibyśmy odkrywać. Wreszcie, należy pochwalić obsadę, zwłaszcza młodziutką Sophie Lilis (znaną również z ekranizacji powieści Stephena Kinga To) oraz Alice Krige 

Znamienna jest zmiana kolejności imion głównych bohaterów, jaka od razu rzuca się w tytule. To Małgosia plasuje się na pierwszym miejscu, ponieważ to ona gra tu pierwsze skrzypce. To opowieść o jej dorastaniu i mierzeniu się z własnym przeznaczeniem. Młodszy brat stanowi jedynie element tła, chociaż trzeba przyznać, że w pewnym momencie jego postać staje się kluczowa do przemiany protagonistki. 

Podsumowując, Małgosia i Jaś to dość interesująca wariacja na temat znanej baśni, nie do końca jednak spełniająca pokładane w niej oczekiwania. Zapowiada się jak horror, ale okazuje się opowieścią fantasy z mrocznym, dusznym klimatem. Nie wbija w fotel, ale można obejrzeć. 

Dział: Filmy