październik 29, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Jez

piątek, 28 grudzień 2018 13:04

Magia i stal

“Magia i stal” to pierwszy tom świetnie zapowiadającej się serii będącej połączeniem steampunku i cyberpunku, w której główną rolę gra dwunastoletnia dziewczynka odkrywająca w sobie niebywałe zdolności mogące stać się przyczyną jej śmierci.

Nik Pierumow stworzył fenomenalną opowieść o tym, do czego może doprowadzić nadmierne zafascynowanie ludzkości technologią oraz bagatelizowanie roli natury w naszym życiu. W ciekawy sposób zestawił ze sobą dwa światy: ten owładnięty żądzą władzy nad wszystkim i kontrolowania nawet najmniejszego skrawka Ziemi oraz ten, którym niezmiennie rządzi natura, a egzystencję ludzi kształtuje magia. Kontrast ten wywołuje w czytelniku ogrom emocji, pozwala na ujrzenie możliwych konsekwencji pogoni za ułatwianiem sobie życia poprzez urządzenia wymagające niebotycznych ilości prądu i spalania różnego rodzaju źródeł nieodnawialnych.

Autor główną bohaterką uczynił dwunastoletnią dziewczynkę, niebywale rozwiniętą i inteligentną jak na swój wiek, jednak nie można stwierdzić, by przez to “Magia i stal” stała się książką dla dzieci. Wprost przeciwnie. Tak naprawdę zrozumieją ją tylko dorośli, a Pierumow tak pokierował akcją, by nawet doświadczony przez życie czytelnik został całkowicie oczarowany i zafascynowany wykreowaną przez rosyjskiego pisarza rzeczywistością.

Ogromne wrażenie robi dopracowanie przedstawionej w książce maszynerii. Każde urządzenie zostało zobrazowane czytelnikowi z chirurgiczną wręcz precyzją, dzięki czemu wyobrażenie sobie jej działania przychodzi jak najbardziej naturalnie, choć z pewnością ogrom informacji i szczegółów umieszczonych na kilkudziesięciu pierwszych stronach powieści może być przyczyną lekkiej dezorientacji.

Pierumow uczynił swą historię zdumiewająco wiarygodną przez kilka prostych zabiegów m.in. wplecenie języka rosyjskiego, którym posługuje się część bohaterów. Główna bohaterka nie zna oczywiście ich mowy, podobnie jak większość czytelników, przez co całość nabiera nuty tajemniczości i zagadkowości.

Autor posiada niezwykłą lekkość pióra i zdolność do fenomenalnego nakreślania wykreowanej przez siebie rzeczywistości w taki sposób, by ten dokładnie wyobraził ją sobie nawet w najmniejszych szczegółach. Używa adekwatnego do wieku i bagażu emocjonalnego bohaterów języka, dzięki czemu całość jest bardzo prawdziwa. “Magia i stal” to jedna z tych książek, których lektury nie chce się przerwać ani na moment i już pierwszy tom tej serii zasługuje na ogromny rozgłos.

Dział: Książki
czwartek, 27 grudzień 2018 18:33

Niegodziwość

“Niegodziwość” to piąty i ostatni tom fenomenalnej serii “Przeczucia” Amy A. Bartol, która z pewnością spodoba się miłośnikom “Zmierzchu” Stephenie Meyer czy “Darów anioła” Cassandry Clare. To opowieść o mrocznych tajemnicach, przeznaczeniu i wielkiej miłości, która przezwycięża największe przeciwności.

Zakończenie tej niezwykłej serii (choć nie można powiedzieć, by była to literatura szczególnie ambitna) obfituje w ogrom informacji i wydarzeń. Autorka stara się pozamykać wszystkie wątki, wyjaśnić wszelkie wątpliwości, odpowiedzieć na nasuwające się pytania. Często czytelnik może się przez to czuć odrobinę skołowany, jednak to nagromadzenie wszystkich wiadomości jest jak najbardziej uzasadnione. W końcu jest to zamknięcie dość skomplikowanej historii z wieloma wątkami pobocznymi, z których każdy ma ogromne znaczenie dla części odbiorców.

Amy A. Bartol nadal posługuje się prostym językiem pozbawionym homeryckich porównań i epickich wypowiedzi, jednak dzięki temu jej książki są tak dobrze przyswajalne i czyta się je błyskawicznie. Jest w tym wszystkim bardzo prawdziwa, a wykreowane przez Amerykankę postaci głęboko zapadają w pamięć.

Niezmiennie jednym z najważniejszych wątków pozostaje wielka miłość i choć często to nadmierne zaciekawienie płci przeciwnej osobą głównej bohaterki może drażnić, tak historii tej nie można odmówić uroku. Evie to postać w którą nastolatki (i nie tylko one) chciałyby się wcielić choć na chwilę, dzięki czemu seria “Przeczucia” to fantastyczny sposób na oderwanie się od szarej i smutnej codzienności. To jedna z tych skrajnie słodkich - często wręcz przesłodzonych - powieści, których większość kobiet potrzebuje od czasu do czasu, by przeżyć osobliwą przygodę, by poczuć się inaczej.

Zakończenie pozostawia lekki niedosyt. Bartol nie wyjaśniła kilku kwestii, nie do końca klarownie zobrazowała czytelnikom dalsze losy bohaterów, jednak dzięki temu autorka pozostawiła wolną drogę wyobraźni fanów tej historii. Tego typu zakończenie może sugerować, że “Niegodziwość” wcale nie jest ostatnim tomem opowieści o przygodach Evie, Reeda, Russela, Buns i Brownie, jednak jak poinformowała sama Amy A. Bartol - nie ma żadnych perspektyw na kontynuowanie tej serii. Czytelnicy powinni być jednak z tego faktu zadowoleni - bowiem skoro sama autorka woli rozstać się z wykreowanymi przez siebie bohaterami, nic dobrego nie wyszłoby z ciągnięcia na siłę omawianej opowieści.

Dział: Książki
środa, 12 grudzień 2018 19:46

Omen

Po wielu latach miłośnicy horroru doczekali się polskiego tłumaczenia powieściowej wersji jednego z najsłynniejszych horrorów na całym świecie. Filmu, który swego czasu budził niepokój, sprawiał, że na osobliwie zachowujące się dzieci zaczęto patrzeć z nutką podejrzliwości. Wydawnictwo postarało się, aby tak upragniona przez wielu czytelników książka zachwycała nie tylko treścią, ale i oprawą. Twarda okładka, piękny projekt, a także zjawiskowe ilustracje sprawiają, że lektura staje się czystą przyjemnością.

“Omen” w wersji powieściowej to niewiele ponad to, co zaprezentowano w filmie, choć trzeba przyznać, że te wszystkie dodatkowe sceny są fantastycznym smaczkiem dla fanów gatunku.

Książka często przypomina scenariusz filmu - jej większa część zbudowana jest z dość dynamicznych dialogów bez jakichkolwiek dopowiedzeń ze strony autora. Dzięki temu książkę czyta się w ekspresowym czasie, przy czym czytelnik nie odczuwa jakichkolwiek momentów nudy.

“Omen” to horror w starym dobrym stylu, w którym brak ścielącego się gęsto trupa, ogromnej ilości krwi czy niesmacznych opisów. Całość bazuje na klimacie i budowaniu napięcia, wobec czego entuzjaści bardziej subtelnych w swojej grozie historii będą ukontentowani dziełem Davida Seltzera.

Nastrój grozy bardzo udziela się czytelnikowi, aczkolwiek należy pamiętać, iż historia, która w 1976 roku (a także wiele lat później) robiła ogromne wrażenie, dziś niekoniecznie wywoła szok. Z pewnością większość osób decydujących się na lekturę zna choć odrobinę przebieg tej opowieści, dlatego nie ma mowy o mrożących krew w żyłach momentach czy zaskakujących zwrotach akcji.

Nie jest to jednak miałka lektura, o której szybko można zapomnieć. “Omen” - czy to w wersji powieściowej, czy filmowej - głęboko zakorzenia się w umysłach czytelników i widzów i tego odmówić mu nie można. Swego czasu historia ta wywoływała kontrowersje i niepokój, jednak dziś wcale nie traci na wartości, choć trzeba przyznać, że jest to pewnego rodzaju powtórka z rozrywki. Jeżeli ktoś nie lubi takich zabiegów, może poczuć się lekko rozczarowany.

Książka w oryginale była swego rodzaju dodatkiem do promocji filmu, dlatego też można ubolewać nad faktem, iż w Polsce wydano ją dopiero w 2018 roku. Z drugiej strony może być to wspaniałe odświeżenie historii dla fanów “Omena” lub też bodziec dla młodszego pokolenia do zapoznania się z klasyką gatunku.

Dział: Książki
środa, 12 grudzień 2018 12:39

Ex Libris - premiera

12 grudnia premierę ma Ex Libris, najnowszy tytuł linii wydawniczej 2Pionki od Portal Games.

Ex Libris to gra o kolekcjonowaniu wyjątkowych ksiąg z jeszcze bardziej wyjątkowymi tytułami!

Marzysz o sprawowaniu funkcji Głównego Bibliotekarza w mieście nie z tego świata? To prestiżowe stanowisko może być twoje pod warunkiem, że pokonasz kontrkandydatów – swoich (teraz już byłych) kolegów, kolekcjonerów rzadkich i wartościowych ksiąg.

Dział: Bez prądu
wtorek, 11 grudzień 2018 14:36

Czarny mag. Pierwszy rok

Cykle fantasy, zwłaszcza w wydaniu young adult, to coś, czego obecnie na polskim rynku wydawniczym jest pełno. Wydawnictwa wręcz prześcigają się w wyszukiwaniu coraz to nowych serii, które sprzedały się za granicą, i oferowaniu ich rodzimemu czytelnikowi. „Czarny mag” to kolejny taki cykl, lecz w przeciwieństwie do większości obiecuje, iż na pierwszy plan nie wysunie ani wojny i wielkiej polityki, ani też płomiennego romansu, lecz mozolną naukę w akademii magii, która dwoje głównych bohaterów ma uczynić wielkimi.

Podoba mi się ta koncepcja. Świat znużył się już wybrańcami, a protagoniści powieści Rachel E. Carter, Ryiah i Alex, stanowczo nie należą do tych jedynych i wybranych. Są po prostu jednymi z wielu adeptów magii, którzy dzięki własnej wytrwałości i determinacji trafiają do ekskluzywnej akademii w Jerarze. Wiedzą, że nauka będzie ciężka, a dalsze życie może wcale nie wynagrodzić krwi, potu i łez, ale nie wyobrażają sobie robienia czegokolwiek innego. To punkt wyjścia dla pierwszego tomu „Czarnego maga” i zapewne dla całego cyklu.

Fabularnie jednak „Pierwszy rok” nie poraża. W opowieść zostajemy wrzuceni bez przygotowania, bez objaśnienia zasad działania świata, do którego właśnie trafiliśmy. Ryiah, narratorka, oraz jej brat bliźniak Alex, wędrują do akademii w Jerarze, kiedy zostają napadnięci. Fakt ten z początku ginie pod natłokiem wrażeń, zaledwie rodzeństwo dotrze do wymarzonej szkoły, lecz on jeszcze wróci, wróci i ugryzie bohaterów w czułe miejsce (nie zdradzam tu wielkiej tajemnicy – jeżeli na początku historii na ścianie wisi strzelba, prędzej czy później musi wystrzelić). Dalsza część tekstu skupia się jednak przede wszystkim na codziennym szkolnym życiu bohaterów, ich przyjaciół i wrogów. Zwłaszcza tych ostatnich, do których szeregów natychmiast trafia przystojny i obdarzony paskudnym charakterem książę Darren oraz jego przyszła narzeczona, Priscilla. Oboje uważają się za lepszych z powodu urodzenia, mają też doświadczenie z magią, którego tak rozpaczliwie brakuje Ryiah. Dziewczyna będzie musiała udowodnić nauczycielom i kolegom, że zasługuje na miejsce wśród najlepszych. Tylko czy zdoła to pokazać także superwizorowi szkoły, legendarnemu Czarnemu Magowi?

Zamysł powieści jest naprawdę dobry, świeży. Zamiast superdopakowanej od początku bohaterki dostajemy dziewczynę, która może dużo – ale najpierw musi się wiele nauczyć i oddać swojemu talentowi masę wysiłku. Idea poświęcenia całego pierwszego tomu na szkolenie Ryiah i pokazanie jej mozolnej drogi do rangi adepta akademii to pomysł ryzykowny (szkolne życie nie jest tak pasjonujące jak wojna i zakazane romanse na dobry początek), ale przy dobrym wykonaniu mógłby się obronić.

Niestety, wykonanie zawiodło. Monotonnej opowieści o kolejnych treningach i starciach z Darrenem oraz Priscillą nie równoważy wprowadzenie w świat cyklu. Tego wprowadzenia nie ma w ogóle. Nie dostajemy nic poza kilkoma rzuconymi w losowych miejscach nazwami i faktach, które byłyby dobre jako smaczki, nie zamiast panoramy rzeczywistości stworzonej przez autorkę. Chwilami mam wrażenie, że świata tu brakuje, że autorka go z jakiegoś powodu nie przemyślała i dała nam jedynie tworzoną na bieżąco namiastkę, by jakoś uzasadnić działania bohaterów. To pierwszy poważny zarzut.

Nawet brak opisu świata i jego funkcjonowania mógłby ujść płazem przy porywających bohaterach. Niestety, i tego zabrakło. Wszystkie stworzone przez Carter postacie realizują ten czy inny szablon. Priscilla jest typową Złą Rywalką znaną każdemu, kto czytał lub oglądał jakiekolwiek amerykańskie młodzieżówki. Darren to Łotr Ale Uroczy, Ella – Przyjaciółka-Gąbka-Na-Łzy, Alex – Nieco Fajtłapowaty Brat, sir Piers – Ten Wredny Nauczyciel Którego Nauki Okażą Się Bezcenne W Przyszłości... A już Ryiah to chodzące ucieleśnienie imperatywu narracyjnego. Jej charakter bowiem zależy od sytuacji fabularnej. Kiedy trzeba, realizuje założenie i jest niezależną prowincjuszką uparcie dążącą do wyznaczonego celu, ale czasem nieoczekiwanie i bezzasadnie zamienia się w damę w opałach, którą musi uratować... oczywiście, że prawdziwa miłość. Jedną sceną autorka niszczy cały niesamowity potencjał swojej głównej bohaterki.

Liczę, że Rachel E. Carter naprawi niedociągnięcia w kolejnych tomach, w końcu to tylko wstęp do sagi. Ja dam jej jeszcze jedną szansę. Ale czy świeży pomysł to dość, by otrzymać kredyt zaufania i od czytelników?

Dział: Książki
wtorek, 11 grudzień 2018 14:24

Uniwersum Metro 2035: Czerwony wariant

Mam wrażenie, że oryginalną trylogię Metro 2033 znam już niemal na pamięć. Nadal pozostaje pewną górną poprzeczką, do której dążą pozostali autorzy piszący w uniwersum. A Dmitrij Głuchowski „swoim” pisarzom wcale nie ułatwia zadania – niedawno przedstawił nowe reguły gry, czując, że Uniwersum Metra 2033 wyczerpało swoją formułę. Od Pitra. Wojny Szymuna Wroczka rozpoczęło się nowe uniwersum Metra 2035, w którym bohaterowie z ciasnych i strasznych tuneli metra wynurzają się na powierzchnię. Niedawno ukazała się kolejna powieść w tym kluczu – Czerwony Wariant Siergieja Niedoruba. Czym różni się Metro 2035 od Metra 2033 i jak sobie z tymi różnicami poradził autor?

Na miejsce akcji swojego utworu pisarz wybrał Kijów i metro, które częściowo się zawaliło. Mieszkańcy podziemi wiodą życie jak bohaterowie większości powieści z uniwersum, starając się nadać swojej egzystencji pozory dawnego świata. Protagonista opowieści, Jon, zorganizował nawet szkołę, do której ściągają dzieci z całego kijowskiego metra. Mężczyzna nie umie wytłumaczyć, dlaczego właśnie uczenie dzieci stało się jego pasją po apokalipsie, ale radzi sobie z tym zadaniem znakomicie. Dogaduje się z każdym dziecięcym umysłem – również z Elzą, dorosłą dziewczyną z uszkodzonym mózgiem, co doprowadziło do jej upośledzenia. Kiedy więc znaleziony na powierzchni stalker, tajemniczy Dawid, okazuje się dawnym znajomym Elzy, to na Jona spada zadanie dotarcia wraz z dziewczyną do lekarza na drugim końcu metra. Istnieje bowiem prawdopodobieństwo, że los Dawida jest ściśle związany z owianymi legendą zawalonymi tunelami czerwonej linii. Oto i tytułowy Czerwony Wariant. Jeżeli spodziewaliście się krwiożerczych komunistów, to nie ta historia. Jeżeli zaś liczycie na coś głębszego i z nieoczekiwanym zwrotem akcji, to powieść Siergieja Niedoruba zdecydowanie jest dla was.

Po kilkunastu powieściach z uniwersum nie uważam „Czerwonego wariantu” za szczególnie odkrywczą lekturę. Idealnie mieści się w ramach wyznaczonych przez samego Głuchowskiego, a co ciekawe – mimo że ponoć autor zaczął go pisać jeszcze przed powstaniem Uniwersum Metra 2033, bardzo dobrze realizuje założenia odnowionej wersji serii: mamy w tej powieści i bohaterów, planujących powrót na powierzchnię, i frakcję zwolenników zachowania status quo, i wiszący w powietrzu konflikt, którego nie da się już uniknąć. Nic nie brakuje także tłumaczeniu – w trakcie lektury nie potykałam się o niefortunne sformułowania czy kalki językowe, co nie znaczy, że ich nie stwierdzono, a raczej, że nie ma ich tak znowuż wiele.

Niestety, książka ma też minusy. Przede wszystkim akcja niezwykle wolno się rozkręca. Autor z jednej strony nie serwuje czytelnikowi przez większość stron żadnych przykuwających uwagę wydarzeń, z drugiej zaś nie wykorzystuje tej przestrzeni tekstu na rozbudowanie świata przedstawionego i ukazanie odbiorcy wizji metra choć trochę odmiennej od tej znanej z „pierwotnego źródła”. Właściwie cała akcja, która nie pozwala oderwać się od kolejnych stron, rozgrywa się na ostatniej ćwiartce książki. Wierni fani serii na pewno doczekają tego momentu, co do reszty czytelników – mam pewne obawy. A szkoda, ponieważ zwrot akcji jest naprawdę godny uwagi.

Warto po tę książkę sięgnąć, zwłaszcza jeżeli człowiekowi podobały się inne powieści z „metrowego” cyklu. Niedorub ładnie wpisuje się w ogólny kontekst serii, choć Ameryki „Czerwonym wariantem” nie odkrył. Ale kto wytrwa do ostatnich stron, na pewno nie pożałuje.

Dział: Książki
poniedziałek, 10 grudzień 2018 10:12

Jaksa

Jacek Komuda mimo, że wydawany już od wielu lat przez Fabrykę Słów, już dawno rozminął się z fantastyką na rzecz książek osadzonych bardzo głęboko w realiach historycznych. Dlatego też, przez te wszystkie lata był przeze mnie nie tyle co omijany, co bardziej zostawiany “na później”, pewnie gdzieś w okolicy mojej emerytury, za te lat pewnie milion, jak, i o ile dożyję. Ale “Jaksa” promowane jako słowiańskie fantasy, które zauważalnie przechodzi swój renesans, skusił mnie nie tylko ze względu na samą tematykę, ale właśnie też i autora.

Jak się okazało “Jaksa” to przykład na to, że już życie zaledwie 6 letniego dziecka może być absolutnie przerąbane dosłownie i w przenośni. Miłosz z Drużycy (ojciec chłopaczka) popełnił czyn, uważany przez jednych za zdradę, przez innych za niehonorowy i niegodny rycerza. Fakt ten sprawia, że na jego syna polują nie tylko Hungarowie, co to ostrzą sobie na niego i zęby i palik, ale również ocalałe resztki rycerstwa, czy nawet zwykli niewolni. A ile sił może mieć zdesperowana matka, by chronić swoje dziecko, przekonacie się czytając “Jaksę”.

Chłopak ma jednak coś, co zdarza się bardzo rzadko - szczęście mu sprzyja, a i rozum też, jak na 6 latka, całkiem sporej wielkości posiada. I choć wszyscy wokół niego padają jak muchy, to ten fart “ostatniej chwili” nie opuszcza go i pomaga przeżyć, a my otrzymujemy dość brutalną opowieść o jego życiu, przerywaną białymi plamami, które sami musimy sobie wypełnić. Bo “Jaksa” to nie jest stricte powieść, ale bardziej opowiadania połączone osobą tytułowego bohatera. A sam Jaksa, jawi się nam jako zahartowany w bojach, trudny i niezmordowany przeciwnik, który ścigany przez całe życie i zaszczuty wyrasta na człowieka ze stali.

Przemoc, przedziwna gwara, język powieści i początkowy chaos sprawiają, że kilka pierwszych kartek jest dość trudnych w odbiorze, ale z każdą kolejną przewróconą, jest coraz lepiej i przestajemy się gubić w tajemniczej krainie Lendii. Jest mrocznie słowiańsko w biesich i strzygoniowych klimatach, ale mimo wszystko bardzo swojsko. Z resztą sam Komuda pisze, że jest książką o Polsce i naszym świecie, więc niech Was nie zmyli zmiana gatunku, Komuda po prostu odrzucił prawdę historyczną i pozwolił swojej fantazji napisać książkę o tym, co lubi najbardziej. A ja jestem zachwycona! Książka jest nie tylko krwawa i okrutna, a autor bezkompromisowo pozbywa się kolejnych - mniej lub bardziej ważnych - bohaterów. “Jaksa” to powieść o zemście, ale także i o tym co by się stało, gdyby na Polskę najechali lekko przemieszani i przerysowani Węgrzy i im się udało. Polski naród, zniewolony przez Hungarów, którzy okupują nasze ziemie, wprowadzają swoje własne “porządki”, to iście ciekawa koncepcja, osadzona tak bardzo głęboko w tej naszej wiecznie buntującej się polskiej naturze.

Jedynie koncepcja opowiadań nie do końca mi odpowiadała. Szkoda, naprawdę bardzo szkoda, że Jacek Komuda nie zdecydował się na typową powieść i na wypełnienie tych luk w dziejach tytułowego bohatera. Naprawdę jestem bardzo ciekawa, co działo się pomiędzy opowiadaniami, które zostały tak chronologicznie poukładane.

Co się dzieje, kiedy czołowy przedstawiciel i twórca powieści historycznej, wraca do macierzy i zabiera się za fantasy? Moi Drodzy, dzieje się wiele i do tego dzieje się bardzo dobrze. Nie pozostaje mi nic innego jak polecać “Jaksę” i czekać na jego kontynuację, bo naprawdę warto.

Dział: Książki
czwartek, 06 grudzień 2018 10:43

Filary świata. Tir Alainn. Tom 1

Ari, najmłodsza z wielopokoleniowego rodu czarownic, przeczuwa nadchodzące zmiany – zmiany na gorsze. Od wieków jej poprzedniczki opiekowały się Starymi Miejscami, dbając o to, by ziemie te pozostawały bezpieczne i płodne. Ale wraz z nadejściem Letniego Księżyca nastroje wśród jej sąsiadów stają się coraz bardziej napięte. Ari nie jest już bezpieczna.

Dział: Książki
czwartek, 06 grudzień 2018 10:29

Rodzanice

Zbliża się krwawy superksiężyc. Mieszkańcy maleńkich Rodzanic boją się, że ta niezwykła pełnia uwolni z dawna uśpionego demona. Tymczasem na zamarzniętym, smaganym zimowym wichrem jeziorze znaleziono ciało zamordowanej dziewczyny. Jest przykryta kocem. Gdyby nie to, że jakieś zwierzę poszarpało jej rękę, wyglądałaby, jakby spokojnie spała. Tego samego dnia umiera pewna dziennikarka. W ostatnich słowach przestrzega byłą komisarz Klementynę Kopp przed wilkołakiem. Wkrótce emerytowana policjantka znika bez śladu... Pojawiają się sugestie, że to Kopp dokonała zbrodni. Tylko aspirant Daniel Podgórski wierzy, że dawna koleżanka jest niewinna. Jaki sekret skrywa sam Podgórski? Dlaczego odpowiedzi warto szukać w szklanej kuli? Ile prawdy jest w anonimie zapowiadającym śmierć wszystkich mieszkańców Lipowa? I kto tak naprawdę czai się w ciemności?
"Rodzanice" to dziesiąty tom sagi kryminalnej o policjantach z Lipowa. Opowieści o Lipowie łączą w sobie elementy klasycznego kryminału i powieści obyczajowej z rozbudowanym wątkiem psychologicznym. Porównywane są do książek Agathy Christie i powieści szwedzkiej królowej gatunku, Camilli Läckberg. Prawa do publikacji serii sprzedane zostały do ponad dwudziestu krajów.

Dział: Książki
środa, 05 grudzień 2018 10:10

Pogrzeb na zamówienie

Anthony jest pisarzem, niejednokrotnie współpracował już z Danielem Hawthorne'em- wyrzuconym z policji, aczkolwiek obecnie pracującym na zaszczytnym stanowisku konsultanta do śledztw szczególnie skomplikowanych. Tym razem jednak spotkanie z samozwańczym detektywem przybrało zupełnie inny obrót, gdyż... Daniel Hawthorne zaproponował (wręcz przymuszał) pisarzowi napisanie książki o śledztwie, które obecnie wspiera. Pewna starsza kobieta (nawiasem mówiąc matka znanego aktora) przybyła do zakładu pogrzebowego, aby zlecić przygotowanie własnego pochówku. Nie ma wrogów, nie jest też śmiertelnie chora- jest zwyczajnie zapobiegliwa, nie chce obarczać dodatkowymi obowiązkami i tak przepracowanego syna. Sześć godzin po załatwieniu owej sprawy... umiera. Co dziwniejsze, nie jest to zgon z przyczyn naturalnych, zostaje bowiem uduszona we własnym domu. Anthony, depcząc po piętach milczącemu "zleceniodawcy", musi nie tylko stworzyć powieść z lakonicznych wypowiedzi Hawthorne'a, lecz także -wiedziony poniekąd zawodową ciekawością- odnaleźć sprawcę. Możliwość uczestnictwa w prawdziwym policyjnym śledztwie zdarza się bowiem rzadko, prawda?

W przypadku Pogrzebu na zamówienie zaciekawił mnie zarys fabuły, przedstawiony na okładce książki. Zazwyczaj patrzę również na okładkę (tak, jestem tego rodzaju wzrokowcem), co już niejednokrotnie doprowadziło mnie do rozczarowania lekturą. Tym razem jednak kierowałam się opisem, nastawiona na ciekawą historię. W końcu kto zamawia swój pogrzeb, a później zostaje zamordowany? No właśnie, nikt. 

Nie wiem dlaczego, ale od razu zapałałam sympatią do milczącego Daniela Hawthorne'a. Bohater jest pewnym siebie mężczyzną, przeświadczonym o własnej inteligencji, czego zresztą dowodem jest trzymanie go blisko policji. W wydziale ponoć brakuje śledczych posiadających naturalne umiejętności wejścia w skórę sprawcy i rozwikłania tajemnicy. Z kolei Anthony... cóż, wydawał mi się trochę zbyt roztrzepany, nieco naiwny. Wiadomo, miał tylko opisać wydarzenia, a nie pomagać w wytropieniu zabójcy, a jednak swoimi działaniami kilkakrotnie zaszkodził sprawie, zamiast pomóc. Zakładam, że bohaterowie zostali stworzeni na podobieństwo najsławniejszego detektywa, Sherlocka Holmes'a i jego pomocnika, doktora Watson'a. I rzeczywiście, owo podobieństwo jest zauważalne, aczkolwiek pomocnik Sherlocka był trochę bardziej... rozgarnięty?

Trochę irytowało mnie niedopuszczanie czytelnika do śledztwa. W tej historii mamy bardzo małe "pole do popisu", bohaterowie wręcz nas ignorują, nie dzieląc się własnymi przemyśleniami czy zauważonymi wskazówkami. Nie było nas na miejscu zbrodni, a lektura ma nam je nieco przybliżyć, patrzymy bowiem na ogół oczami danej postaci. Daniel Hawthorne zachowuje milczenie o sprawie zarówno wobec Anthony'ego, jak i nas. A zazwyczaj to detektyw prowadzi nas przez meandry sprawy. Z drugiej strony mamy jego pomocnika, pisarza, który refleksjami odnośnie śledztwa dzieli się aż zanadto; szczególnie, że od razu poszedł po najmniejszej linii oporu i w roli winnego obsadził postać, która wręcz perfekcyjnie pasowała do obrazu całości. Tyle że decydowanie o czyjejś winie na podstawie zaledwie poszlak często prowadzi do późniejszych problemów. Anthony nie doszukiwał się jakby drugiego dna całej sprawy. Może pan Horowitz stworzył go właśnie takim, aby czytelnikowi było łatwiej wejść w skórę amatora- kogoś, kto nie mial do czynienia z pracą detektywistyczną, tak jak i większość czytelników. Może i tak było. Co nie sprawia, że bawiłam się lepiej podczas lektury. Przede wszystkim chciałam uczestniczyć w poszukiwaniach, nie zaś "siedzieć z boku" i czekać, aż bohaterowie podadzą mi gotowe rozwiązanie na tacy. Pragnęłam rozmyślać nad poszlakami, dowodami i ostatecznie wskazać własny typ. Cóż, nie udało się.

Ogólnie rzecz ujmując Pogrzeb na zamówienie czyta się szybko; gdyby nie ten (jak dla mnie) duży minus, lektura mogłaby trafić do grona ulubionych. Jednak jeżeli ktoś szuka podobieństw do Holmes'a w innych książkach, może pokusić się na pierwszy tom serii o Danielu Hawthorne'u. 

Dział: Książki