Rezultaty wyszukiwania dla: Jez

środa, 23 wrzesień 2020 15:55

PHALANX w trasie - Wrocław!

W najbliższy weekend (26-27 września) w kawiarni Awaria Prądu przy ulicy Bolesława Prusa 9 we Wrocławiu odbędzie się trzeci przystanek PHALANX W Trasie! Podczas wydarzenia będzie można poznać zasady naszych nowości i nadchodzących premier, spróbować swych sił w rozgrywkach, a także uzupełnić kolekcję o któryś z naszych tytułów bądź akcesoriów.

Dział: Konwenty
poniedziałek, 21 wrzesień 2020 10:11

Zła Królowa

Holly Black wkradła się do serc polskich czytelników. Okrutny Książę stał się u nas bestsellerem. Ja sama czytałam te książki kilka razy. Jednak nie wszyscy wiedzą, że przed przygodami Jude i Cardana, autorka wydała inny cykl, zatytułowany Elfy Ziemi i Powietrza. To kolejne książki, które rozbudowują uniwersum wymyślone i stworzone przez Holly Black. Jeżeli czytaliście Okrutnego Księcia, na pewno pamiętacie pana Roibena, Kaye i Dwór Termitów. Pojawiają się w kilku istotnych scenach, a szczególnie pan Roiben pokazany jest jako ktoś, do kogo należy odnosić się z szacunkiem. Dzięki Złej Królowej będziemy mogli poznać ich historię.

„Dawno, dawno temu istniały dwa dwory, jasny i ciemny, cny i niecny. Ten pierwszy gromadził elfy powietrza, drugi elfy ziemi”.[1]

Kaye, wraz z matką, prowadzi koczowniczy tryb życia. Dlaczego? Ellen jest wokalistką zespołu rockowego, a bary i imprezy to jej drugi dom. W wyniku pewnych wydarzeń matka z córką wracają do rodzinnej miejscowości. Kaye nie jest normalną nastolatką – od dziecka widzi więcej. Jej historie o elfach, które ją odwiedzały, wzbudzały śmiech rówieśników. Jednak to nie były marzenia małej dziewczynki. Wszystko, co widziała Kaye było prawdziwe. Okazuje się, że dziewczyna staje się uczestnikiem walki pomiędzy elfami. Dwór Termitów jest miejscem przerażającym i strasznym, a dziewczyna wpada w ten świat z wielkim łoskotem.

Byłam oczarowana Okrutnym Księciem tak samo, jak historią Severina i Króla Olszyn. Zła Królowa została wydana już wcześniej, z okropną okładką i jeszcze gorszym tytułem. Na fali popularności najsławniejszej serii Black, wydawnictwo zdecydowało się wydać ponownie cykl Elfy Ziemi i Powietrza. Dwór Termitów jest miejscem mrocznym, dziwnym, a to, czego dowiedziałam się z Okrutnego Księcia, było… mało satysfakcjonujące. Chciałam się dowiedzieć czegoś więcej o pixie Kaye i panu Roibienie, którego jedno spojrzenie mogło zmrozić krew w żyłach. Black pokazała mi, że potrafi mącić, mieszać, a miejsca przez nią stworzone są pełne tajemnic i magii.

Zła Królowa to książka, którą czyta się bardzo szybko. Strona za stronę wpada się w historię Kaye, która odkrywa swoje prawdziwe ja. Nie ma w tej powieści miejsca na to, aby choć na chwilę się zatrzymać i wziąć chociaż jeden oddech. Akcja biegnie do przodu niczym pendolino, nawet nie zwalniając przy przystankach. Z początku jedzie po prostej drodze, bo fabuła dopiero się rozkręca, ale późniejsze wydarzenia przypominają górskie serpentyny. Znacie? Tyle zwrotów akcji i dynamicznych scen już dawno nie spotkałam. Czytając Złą Królową, nie sposób nie zauważyć, jak wielką drogę przeszła autorka. Różnice pomiędzy serią Elfy Ziemi i Powietrza a Okrutnym Księciem rzucają się w oczy, ale nie uprzykrzają lektury. W niektórych momentach przeszkadzał mi brak spójnych przejść pomiędzy scenami.

Relacja pomiędzy Kaye a Roibenem intryguje. Wiedziałam, do jakiego punktu zmierza cała akcja, ale wątek miłosny jest zbudowany ciekawie. Bohaterowie powinni dostać więcej miejsca, żeby czytelnik mógł bardziej wsiąknąć w to uczucie, ale polubiłam oboje i jestem ciekawa, jak potoczą się ich dalsze losy. Muszę się przyczepić do kreacji tytułowej Złej Królowej. Mało jej w tej powieści, a sceny, w których się pojawia, nie oddają jej pełnego charakteru. Rozumiem, że autorka chciała skupić się na czymś innym, ale zabrakło to w tej książce złola, który tylko doda pikanterii akcji.

Cieszę się, że Zła Królowa poszerza uniwersum Black w bardzo istotne informacje. Lubię, kiedy książki autora się o siebie zazębiają, mają jakąś część wspólną. Dzięki temu jestem bardziej zżyta ze wszystkimi bohaterami, poznaje tajniki świata wykreowanego przez autora i... z książki na książkę kocham uniwersum coraz bardziej.

[1] Zła Królowa, Holly Black, wyd. Jaguar, strona 92.

 

Dział: Książki
piątek, 18 wrzesień 2020 16:59

Różdżka z Fershey

A gdyby tak przenieść się w czasie? Pomysł nienowy i często wałkowany w książkach fantasy. I choć wiadomo, że taka podróż przyniesie wiele niespodziewanych sytuacji, to część z nich oczywiście da się przewidzieć. Gdy jednak w czasie przenosi się nie do końca opierzony czarodziej, który dopiero co stworzył różdżkę i nie bardzo wie, jaką ten kawałek drewna ma moc, to robi się całkiem zabawnie. Tak właśnie dzieje się w powieści „Różdżka z Fershey”.

Magnus jest początkującym adeptem magii. Marzy o stworzeniu różdżki, gdyż w świecie, w którym żyje, wszyscy o niej słyszeli, ale nikt nie widział na oczy, o posiadaniu takowej nie wspominając. Gdy po wielu nieudanych próbach wreszcie tworzy swój wymarzony przedmiot jego życie, zamiast stać się prostszym, dodatkowo się komplikuje, co jest o tyle ciekawe, że i przed stworzeniem różdżki nie było łatwe ze względu na długi, w które popadł młody czarodziej. I to w trakcie ucieczki przed wierzycielami popełnia kilka fatalnych błędów, trzymając różdżkę, wypowiada nieostrożnie kilka życzeń, które natychmiast się spełniają.

Jednym z życzeń jest przeniesie się gdzieś, z dala od swoich prześladowców. Jest jednak na tyle nie precyzyjne, że Magnus ląduje w okolicach dwudziestopierwszowiecznego Londynu.

Tu czeka go wiele niespodzianek, a już pierwsza jest niezbyt przyjemna, gdyż różdżka w pada w psi pysk, a zwierzęcym łbie budzi się marzenie, by...

Powieść czyta się szybko i chwilami jest całkiem zabawna. Dobrze rozegrany został zwłaszcza humor sytuacyjny. Postaci młodych bohaterów chwilami są irytujące, ale powiedzmy sobie szczerze: nastolatki właśnie takie są.
Młody czytelnik będzie się całkiem nieźle bawił przy tej książce, kibicując zarówno Magnusowi, jak i rodzeństwu: Megan i Patrickowi.

Starszy czytelnik niestety dostrzeże liczne nieścisłości w konstrukcji świata przedstawionego, infantylność oraz braki językowe. Nim wciągnęłam się w fabułę, miałam sporo problemów ze skupieniem z powodu językowych potknięć w tekście.

Jestem zdania, że dla młodych ludzi należy pisać tak samo dobrze, jak dla dorosłych, a nawet lepiej, bo oni dopiero wyrabiają sobie czytelniczy gust i powinni to robić, tylko mając do wyboru dobrze napisane książki. „Różdżka z Fershey” do nich nie należy.

Dział: Książki
piątek, 18 wrzesień 2020 15:35

Przyrodnia siostra

Historię Kopciuszka zna praktycznie każdy – zła macocha i okrutne przyrodnie siostry zrobiły z pięknej i dobrej dziewczyny służącą, ta za pomocą wróżki wybrała się na bal, zakochał się w niej książę, zgubiła pantofelek, książę przeszukał całe królestwo, odnalazł ją i… wszyscy żyli długo i szczęśliwie. No prawie wszyscy. Bo dobrze wiemy, że ogry… a nie, to nie ten motyw, że zła macocha i przyrodnie siostry nie żyły długo i szczęśliwie. Dopadła je karma i raczej nie miały lekkiego życia. W porównaniu do Kopciuszka, dziewczyny, która ze służącej stała się królową. Jednak co wtedy działo się z jej okropnymi siostrami?

Właśnie tę perspektywę zaprezentowała w swojej powieści Jennifer Donnelly, skupiając się przede wszystkim na jednej z brzydkich sióstr. Historia rozpoczyna się w tym słynnym momencie, gdy książę przybywa do ich domu i każda z obecnych w nim panien musi przymierzyć zgubiony pantofelek. Chcąc zdobyć bogactwo, pozycję i uznanie księcia, Isabelle obcina sobie palce u stopy. Niestety, kłamstwo wychodzi na jaw, a wtedy całe pasmo nieszczęść spada na dziewczynę jak grom z jasnego nieba. Czy w przypadku tej powieści możemy mówić o typowym retellingu? Wydaje mi się, że nie do końca.

Jest to bardzo luźna inspiracja dobrze znanej wszystkim bajki, ale tak naprawdę to zupełnie inna historia. Historia o samoakceptacji, o powierzchowności piękna, o spełnianiu marzeń – chociaż jestem w stanie dostrzec te wszystkie wyniosłe motywy w najnowszym dziele Donnelly, tak niestety z przykrością muszę stwierdzić, że powieść ta do mnie nie trafiła. Dostrzegłam w niej sporo mankamentów, które zdecydowanie nie działały na korzyść owej lektury. Przede wszystkim brakowało mi tutaj konkretnego celu – kierunku, w którym zmierzałaby fabuła. Niby chwilami dostrzegałam, że chodzi o to, że Isabelle próbuje odpokutować swoje grzechy, aby wróżka uczyniła ją piękną, ale jednak w dużej mierze rozwój wydarzeń sprawiał wrażenie nieuporządkowanego i chaotycznego. Jakby za dużo rzeczy zostało wrzuconych do jednego worka.

Ciekawe dla wielu odbiorców może się jednak okazać zaprezentowanie głównej bohaterki. Wydawać by się mogło, że przyrodnia siostra będzie zła, podła i okrutna, a tymczasem widzimy niesamowicie smutną i zagubioną istotę, która pragnie miłości i akceptacji. Praktycznie na każdym kroku była wytykana palcami, każdy wypominał jej brzydotę, a ona sama błąkała się od jednego punktu do drugiego. Zdecydowanie nie jest to „mój” typ bohaterki. Szanuję ją jednak za to, że podejmowała próbę walki o siebie, przebijała się przez nią odwaga, ale mimo wszystko to nie jest postać, z którą mogłabym się w jakikolwiek sposób zżyć.

Sam rozwój fabuły też nie do końca przypadł mi do gustu, chociaż przyznaję, że ostatnie sto stron wypadło znacznie lepiej niż początek. W końcu była jakaś konkretna akcja, która mnie nie nudziła. To właśnie dzięki zaskakującemu zwrotowi akcji ta powieść wiele zyskała, chociaż to wciąż za mało, abym uznała ją za naprawdę porywającą opowieść. Oczywiście szanuję autorkę za sam pomysł zrobienia głównej bohaterki z przyrodniej siostry, bo to zawsze jakaś odmiana od bajkowych księżniczek, życia długo i szczęśliwie czy po prostu wyidealizowanych schematów, ale odnoszę wrażenie, że nie do końca wszystko tutaj dobrze ze sobą współgrało.

Ciężko mi jednoznacznie ocenić tę powieść. Z pewnością znajdą się tacy odbiorcy, którym przypadnie ona do gustu i dostrzegą w niej coś więcej niż typową rozrywkę literacką. Nie da się ukryć, że są w niej pewne życiowe mądrości czy przesłania, ale po prostu sama fabuła i bohaterowie do mnie nie trafili. Jednak jeżeli lubicie retellingi – lżejsze bądź bardziej przypominające pierwowzór, to może jednak powinniście dać tej książce szansę.

Dział: Książki
czwartek, 17 wrzesień 2020 12:25

Nieważne, kto przegra, zło zawsze zwycięży!

Jak przeżyć niesamowitą przygodę w świecie DC Comics i pokonać Superbohaterów? Wystarczy wcielić się w LEXA LUTHORA™, SINESTRO™ lub innego Superłotra. Już 7 października premiera gry „Wieczne zło”, kolejnej propozycji z serii DC Deck Buliding Game, która pozwoli stanąć do pojedynku z największymi Superbohaterami DC. Tego samego dnia ukaże się też dodatek crossover „Łotrzy”.

Dział: Bez prądu
sobota, 05 wrzesień 2020 18:55

Udręczeni. Prawdziwa historia

Koszmar rodziny Snedekerów nie rozpoczął się gwałtownie. Nie było grzmotów, demonów próbujących przejąć ich ciała ani gwałtownego wiatru. Można by powiedzieć, że zaczęło się niewinnie. Zmuszeni przez chorobę ukochanego syna, wynająć dom bliżej szpitala, myśleli, że przyniesie im pewną ulgę po żmudnych dojazdach i agresywnym leczeniu raka. Czy nie czuli aury otaczającej to miejsce? Zapewne tak, ale złożyli to na karb dawnego użytkowania tego mieszkania, czyli dawnego domu pogrzebowego. Myśleli, że przywykną, odnajdą spokój. Nie wiedzieli wtedy, że popełnili koszmarny błąd.


Zaczęło się od dzieci. Słyszały głosy, widywały dziwne, przerażające postacie, a przede wszystkim czuli, że w tym domu jest coś więcej, jakaś obecność, która przerażała je do szpiku kości. Najbardziej odczuwał to Stephen, któremu nie wierzono. Gdy mówił o tym, co widział, na początku Snedekerowie sądzili, że to przez trudne leczenie, któremu był poddawany, następnie, iż wygaduje te głupoty, aby uzyskać ich pełną uwagę. Początkowa cierpliwość przemieniła się w gniew. W rodzinie zaczęło się wszystko psuć. Przestali ze sobą rozmawiać, ich dzieci się zmieniły, a obecność, w której tak bardzo nie chcieli uwierzyć, stała się chciwa, złakniona ich strachu.


Przerażające wizje, dudniąca muzyka, głosy, znikanie rzeczy, tajemnicze wibracje i karykaturalne postacie – to nie był nawet początek. To coś, co nawiedzało ten dom, chciało ich zniszczyć, doprowadzić do szaleństwa. Gdy ataki stały się bardziej fizyczne, wiedzieli, że nie mogą dłużej zaprzeczać. Po wielu miesiącach, gdzie zatracili samych siebie, zaczęli szukać pomocy. Po wielu trudach, w końcu zdecydowali się skontaktować z Edem i Lorraine Warren – jedynym uznanym przez Watykan demonologu oraz niezwykle wrażliwym medium. Rozpoczęła się walka dobra ze złem, Bogiem i diabłem, człowiekiem i demonem. Czy Snedekerom uda się pozbyć tajemniczej obecności?


,,Udręczeni. Historia prawdziwa” to książka napisana przez Ed i Lorraine Warren we współpracy z Rayem Gartonem, Carmen Reed oraz Alem Snedekerem. Opowiada historię rodziny zamieszkałej w dawnym domu pogrzebowym, gdzie doświadczali różnego rodzaju paranormalnych aktywności. Jak przyznali państwo Warrenowie to jedna z najbardziej przerażających istot, z którymi mieli do czynienia, ponieważ nawiedzenie dotyczyło nie rodziny, a miejsca. Domu, w którym dochodziło do niewyobrażalnie ohydnych, mrożących krew w żyłach czynności, zanim rodzina Snedekerów się tam wprowadziła. Doświadczali oni wielu przerażających aktywności jak: przemieszczanie się rzeczy, ataki fizyczne, pojawiające się zjawy, głosy. Nie mogąc poradzić sobie ze złem, które opanowało ich dom, poprosili o pomoc światowej sławy demonologów, którzy całe swoje życie poświęcili na badanie zjawisk nadprzyrodzonych.


Historia rodziny Snedekerów to świetne tło do obserwacji zmian zachodzących w zwykłej rodzinie. Obserwujemy, jak za sprawą demonicznych mocy, coraz bardziej oddalają się od siebie, miejsce zrozumienia i cierpliwości zajmuje niedowierzanie oraz gniew. Mamy okazję zobaczyć, jak strach przed niezrozumieniem powoduje zamknięcie się członków tej rodziny, próbę racjonalizowania niewytłumaczalnych zjawisk, zmęczenie i strach, powodujące większe spożycie alkoholu, nieufność, aż wreszcie zaprzestanie walki i poddanie się tajemniczej obecności.


Od samego początku możemy zaobserwować powolny rozpad tej rodziny, rodziców, którzy nie potrafią uwierzyć na słowo własnym dzieciom, chłopca, który pod wpływem niezrozumienia, ale również agresji spowodowanej strachem innych członków rodziny, zawierającego pakt z tajemniczą obecnością, aby wygrać ze strachem. Fizyczne naruszenia cielesności domowników, wizje wywołujące panikę to sposoby na zagarnięcie rodziny Snedekerów i zgotowania im piekła na ziemi.
Skupiając się głównie na sposobie wydania książki, należy wspomnieć, że napisana jest przystępnym językiem. W niektórych momentach pozwala uruchomić się kreatywności siedzącej w każdym z nas i wywołać pewien rodzaj lęku, co pozwala przeżyć to, co zdarzyło się Snedekerom, a nie tylko przeczytać. Czy możecie spodziewać się, że przy zapoznawaniu z lekturą, będzie towarzyszył wam strach? Nie. Opisałabym to bardziej jako dreszczyk, w pewnych momentach wywołujący dyskomfort, ale również zapewniający interesujące wrażenia.


,,Udręczeni. Historia prawdziwa” to pozycja obowiązkowa dla wszystkich czytelników lubujących się w nadprzyrodzonych historia, gdzie mogą pozwolić pracować wyobraźni oraz poznać aktywności sugerujące opętanie. Warrenowie współtworzyli powieść opartą na wspomnieniach prawdziwych ludzi, przedstawiającą ich rozterki oraz strach, co pozwala szybko uporać się z lekturą, ponieważ czyta się ją niezwykle szybko. Jeżeli macie ochotę na chwilę zadumy i nadprzyrodzonej aktywności, to pozycja idealna dla was. Nie zawiedziecie się!

Dział: Książki
sobota, 22 sierpień 2020 14:58

Guwernantka

Kino grozy od lat cierpi na mnogość nieudolnych twórców, którzy próbują swoich sił w opowiadaniu strasznych historii. Nie jest łatwo trafić na naprawdę dobry i ciekawie opowiedziany horror, tym bardziej więc docenia się te filmy grozy, które okazują się udane. Niestety najnowszy film Flory Sigismondi należy do tych nieudanych produkcji – Guwernantki nie ratuje nawet ciekawa obsada. Reżyserka znana jest w mnóstwa świetnych teledysków m.in. Sledgehammer Rihanny, Mirrors Timberlake’a, Cherry bomb nagranego na potrzeby filmu The Runaways: Prawdziwa historia, który jest zresztą pierwszym i jedynym (poza Guwernantką) filmem w jej reżyserii, resztę jej dorobku stanowią pojedyncze odcinki seriali (np. Opowieści podręcznej, Amerykańscy bogowie).

Starsza opiekunka dwójki osieroconych dzieci wynajmuje młodą guwernantkę do pomocy w opiece i nauczaniu małej Flory. Kilka dni po przyjeździe nowej guwernantki – Kate – w posiadłości pojawia się nastoletni brat Flory – Miles. Kate szybko odkrywa, że tak rodzeństwo, jak i posiadłość, skrywa mroczne sekrety.

W 1961 roku Jack Clayton wypuścił film The Innocents i choć nie zawojował nim świata kinematografii, to jednak sądząc po opiniach do dziś jest to dzieło robiące wrażenie. Trudno mi powiedzieć ile wspólnego ma ze sobą produkcja z lat 60. oraz współczesna Guwernantka, a jednak wygląda na to, że choć bardzo dużo je łączy, to jednak oba te filmy leżą pod względem jakości na dwóch różnych biegunach. Od czego więc zacząć…

Jak już wspomniałam, nawet znane i ciekawe nazwiska nie ratują tej produkcji. Na ekranie widzimy Mackenzie Davis i Finna Wolfharda w rolach głównych, dodatkowo w postać Flory wciela się Brooklynn Prince, reszta to bohaterowie drugoplanowi, i choć Barbara Marten w roli starszej opiekunki dzieci robi dość upiorne wrażenie, to pojawia się na ekranie na tyle rzadko, że nie wpływa na odbiór całości. Mackenzie Davis nie ma szczęścia do ról (albo talentu) – chyba najbardziej podobał mi się jej występ w jednym z odcinków Black mirror. Finn Wolfhard, znany ze Stranger Things, radzi sobie dobrze, ale wydaje mi się, że jego postać mogła być jeszcze bardziej znacząca, skomplikowana. Mała Brooklynn jest uroczą istotką ale sceny z nią nie są warte zapamiętania. Generalnie pod względem aktorskim Guwernantka jest propozycją nijaką. Najgorszy jest jednak scenariusz. Brakuje tu oniryzmu i gotyckiego klimatu opowieści, a zakończenie to po prostu crème de la crème absurdu. W momencie, kiedy wreszcie zaczyna się coś dziać film się kończy, a przysłowiowa kropka nad i jest tak niejasna i nasuwa tak wiele pytań, że ostatecznie nic nie zostaje wyjaśnione, a jakiekolwiek możliwe wyjaśnienia prowadzą, do jeszcze większej ilości pytań. Ilość luk logicznych poraża, choć często w takich produkcjach przymykam na to oko, a jednak tutaj chyba dość szybko zorientowałam się, że nie mogę liczyć na radochę z seansu, więc wszelkie potknięcia twórców stały się bardziej wyraźne.

Guwernantka to film bez pomysłu i polotu. Szkoda na niego czasu. To jedna z tych produkcji, która ma ogromne szanse rozczarować większość widzów. Oglądacie na własne ryzyko.

Dział: Filmy
niedziela, 09 sierpień 2020 17:04

Muminki: Szukaj i znajdź

Poniższy tekst dotyczy dwóch książeczek z serii "Szukaj i znajdź": "Muminki w lesie" oraz "Muminki i morze".

Muminki to jedna z pierwszych fantastycznych serii, które poznają młodzi czytelnicy. Są to fikcyjne istoty, zamieszkujące pewną dolinę gdzieś w Finlandii, bohaterowie cyklu dziewięciu książek i dwudziestu dwóch komiksów fińskiej autorki Tove Jansson, oraz pięćdziesięciu dwóch komiksów brata Tove Larsa Janssona. Przypuszczalnie są one odmianą trolli. Stworzona te i ich historie rozsławiły się na cały świat, nic więc dziwnego, że z ich udziałem powstaje również wiele innych publikacji. Niedawno na polskim rynku ukazały się dwa tytuły z serii zabaw dla dzieci „Szukaj i znajdź”. Są to „Muminki w lesie” oraz „Muminki i morze”. Co znajduje się w środku i czy warto w te tytuły zaopatrzyć biblioteczkę swojego dziecka? 

Szukaj i znajdź to jedna z ciekawszych form książeczkowych zabaw dla najmłodszych czytelników. Autorzy na swoich ilustracjach w różnych miejscach ukrywają przedmioty, zwierzęta i postacie, a zadaniem dziecka jest ich odnalezienie. Dzięki takiej zabawie dziecko ćwiczy spostrzegawczość, umiejętność liczenia, czy znajomość kolorów i kształtów. Dodatkowo zadania bardzo wciągają i potrafią zająć żądne zagadek maluchy na kilka dłuższych chwil. 

Tym razem w książeczkach pojawiły się oczywiście ilustracje z Doliny Muminków. Na ich kartach można spotkać doskonale nam znane postacie. Każda strona to inna, krótka historyjka i nowe zadanie do wykonania. Książeczki mają sztywne, tekturowe strony i format A4. Z tyłu każdej z nich umieszczone zostały także rozwiązania zagadek, gdyby okazały się potrzebne. Autorem ilustracji tym razem jest Paivi Arenius. Mimo że zostały zachowane w swoim zwyczajowym stylu, to jednak zarys i kolorystyka w jakiś sposób je wyróżniają. To cechy, które znanym rysunkom nadał nowy autor. 

Jeżeli Twoje dziecko chodzi już do przedszkola, a nie zna jeszcze przygód z Doliny Muminków, to myślę, że najwyższy czas by już je poznało. Jeżeli żywisz obawy w stosunku do oryginalnych historii, które bywają niezwykle smutne i nostalgiczne, to powstało też wiele bardziej przystosowanych do młodego wieku wersji. Na pewno warto, gdyż to już od dawna klasyka fantastyki. 

Książeczki z serii „Szukaj i znajdź” dostarczą dzieciom kilku chwil doskonałej zabawy, rozwiną ich umiejętności i spostrzegawczość. Zostały ładnie wydane i dobrze pomyślane. Dobrze jest mieć je na  półce w swojej domowej biblioteczce, szczególnie gdy nasza pociecha lubi słuchać o przygodach Muminków. 

Dział: Książki
piątek, 07 sierpień 2020 12:09

Premiera III tom Trylogii Krwi i Prochu

Fani Prochowych Magów McClellana będą zachwyceni mogąc wrócić do tego fascynującego świata, gdzie magia i technologia splatają się na tle skomplikowanych relacji i niepewnych sojuszy… lektura pochłaniająca czytelnika bez reszty”. - RT Book

Dział: Książki
piątek, 07 sierpień 2020 11:21

Żebrząc o śmierć

Wydaje się, że w Cork nigdy nie może być spokojnie. Tym razem Katie Maguire musi zmierzyć się z tak wieloma sprawami, że powoli zaczyna ją to przerastać...

... A wszystko zaczęło się od płaczącej na cmentarzu, rumuńskiej dziewczynki. Katie chciała pomóc dziecku, choć ni w ząb nie rozumiała tego, co mała do niej mówi. Tylko jedno zdanie zdawało się być znajome- "nie ma mamy". Katie chciała zabrać małą ze sobą, lecz gdy dziewczynka zobaczyła postawnego Rumuna w szarej, skórzanej kurtce, zaczęła uciekać. W międzyczasie klientka jednego z zakładów rzeźniczych znalazła w swoim mielonym mięsie... pierścień. Charakterystyczny, bo z wyrytą na nim rumuńską świętą. Do tego w Cork dochodzi do coraz liczniejszych zabójstw na bezdomnych- cztery ofiary, z czego dwie z przewierconym rdzeniem kręgowym. Nawet Conor, psi detektyw (a prywatnie narzeczony Katie) dokłada swoją cegiełkę- poluje na nielegalne psie farmy, co może skończyć się bardzo źle...

Cork jest duże, a Katie Maguire tylko jedna. Któż jednak zadba o społeczeństwo, jeżeli nie ona... ?

Cykl z Katie Maguire znam od nieco ponad roku. Jestem ogromną fanką twórczości pana Grahama Mastertona, więc nie mogłam tak po prostu skupić się wyłącznie na jego horrorach i ominąć serii thrillerów. Zresztą, i do niej niejednokrotnie wkrada się jakiś element nadnaturalny. Ponadto główna bohaterka jest taką postacią, obok której nie sposób przejść obojętnie- inteligentna, piękna i charyzmatyczna kobieta, która całe swoje serce oddała pracy. No i oczywiście mężczyznom, ale o tym już za moment.

 Mam wrażenie, że kłopoty w pracy przeplatają się z problemami w życiu prywatnym Katie. Gdy już odnajdzie swoją bezpieczną przystań przy boku jakiegoś mężczyzny, to nagle jej zawód ma tragiczny wręcz wpływ na dany związek. A pisząc "tragiczny", nie mam na myśli zrywania. To jest właśnie charakterystyczne dla naszej głównej bohaterki- każdy jej kolejny partner umiera, ginie w związku z jakąś prowadzoną przez nią sprawą, żaden nie porzuca jej ot, tak. Kobieta naprawdę nie ma szczęścia w tym temacie. Zresztą, co chwilę ktoś kręci się przy jej boku- magnetyzm w jej przypadku jest naprawdę intensywny. Maguire przeżyła więcej osobistych tragedii, niż całe Cork razem wzięte. Co prawda nie czytałam wszystkich tomów z cyklu, zaledwie cztery lub pięć, lecz już na ich podstawie łatwo wysnuć taki wniosek. Nie wiem, czy pan Masterton lekko nie przesadza w tym temacie, choć znam jego uwielbienie do wszelkiego rodzaju scen erotycznych. A Katie dostarcza nam ich wiele. Czy przez nadmierną kochliwość i przyciąganie tragedii tło obyczajowe jest złe? Nie. Przez sam fakt, że wspomniany już magnetyzm Katie działa nawet na czytelnika, po prostu nie da się jej nie lubić. Tyle tylko, że autor rzeczywiście mógłby przystopować z tymi nieszczęściami zsyłanymi na główną bohaterkę. Może odnosiłabym się do tej kwestii inaczej, gdyby to była jedna książka, a nie cała seria.

Tło sensacyjne jak najbardziej na plus. Na czytelnika czeka tyle niespodzianek, że czasami podczas lektury aż brakowało tchu. Katie podejrzewa, że do Cork przybył "gang bezdomnych" z Rumunii, z czym wiążą się kolejne brutalne morderstwa. Więcej niestety nie mogę Wam zdradzić, byście mogli sami zasmakować akcji w wydaniu Grahama Mastertona. Najbardziej zaciekawiła mnie kwestia odnalezionego w mięsie mielonym pierścionka. Wiecie, to dość... makabryczne, a fala najgorszych wyobrażeń zalała mnie niemalże od razu. W końcu to niemożliwe, żeby wpadł sobie do mielonki sam z siebie, prawda? W ogóle ta część jest chyba jedną z najmocniejszych, najbardziej krwawych oraz brutalnych- sam fakt, że ktoś eliminuje bezdomnych z Cork przy pomocy wiertarki, jest... no, obrzydliwy po prostu. Później dochodzi kwestia wspomnianego już pierścionka, a na samym końcu obrzydliwości mamy plany Conora odnośnie nielegalnych psich farm.

Gdy już zaczniecie czytać Żebrzących o śmierć, nie będziecie potrafili przestać. Znajdziecie tam tyle tragedii i makabrycznych wątków, że będziecie się zastanawiali, który najbardziej Was zaciekawił. Obowiązkowa lektura dla fanów Katie Maguire i jej niełatwego życia, dobry pomysł na "coś innego" dla tych, którzy serii z naszą magnetyczną bohaterką jeszcze nie mieli styczności. Polecam z całego serca!

Dział: Książki