październik 23, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Jez

środa, 10 listopad 2021 12:55

Premiera: World of Warcraft. Kronika. Tom 3

Skompletuj Kroniki Warcraft! Trzeci, ostatni tom właśnie trafia do księgarń! Uniwersum Warcrafta to świat wielobarwny, bogaty wręcz zachwycający swą różnorodnością. Każda z krain – od okrytych lodem górskich pasm Dun Morogh, przez gęste tropikalne puszcze Feralas, po wypalony do gołej ziemi Gorejący Wąwóz – ma swój niepowtarzalny i zapadający w pamięć charakter.

Dział: Książki
wtorek, 09 listopad 2021 22:37

John Blacksad otwiera nową sprawę!

„Blacksad”, nagradzana seria duetu Juan Diaz Canales i Juanjo Guarnido powraca! Na kolejne przygody kota detektywa, który już od ponad dwóch dekad rozwiązuje kryminalne zagadki w Stanach Zjednoczonych przełomu lat 40. i 50., musieliśmy czekać aż osiem lat. Na 10 listopada wydawnictwo Egmont zaplanowało premierę szóstego tomu serii zatytułowanego „Upadek”. Tym razem Blacksad zostanie wplątany w intrygę sięgającą najwyższych szczebli władzy w Nowym Jorku. 

Dział: Komiksy
wtorek, 09 listopad 2021 10:37

Minecraft Dungeons. Narodziny Złosadnika

Konsolowa gra Minecraft Dungeons jest inna niż sam Minecraft. Jest to kooperacyjna gra RPG z dużą ilością walk. Jednym z najbardziej imponujących elementów książki Matta Forbeck’a jest to, że idealnie odzwierciedla ona właśnie różnicę dotyczącą fabuł poszczególnych dzieł. Złosadnicy zostają zmuszeni do ataku na Bohaterów i nieuchronnie umierają. Dla każdego, kto grał w tę grę, ma to sens, ponieważ jest to seria mini bitew, w których walczysz z grupami Złosadników i Mobów, które w większości są łatwe do pokonania. Bardzo różni się od tpowej rozgrywki w Minecrafta. Tym razem zobaczymy wszystko oczyma takiego Złosadnika.

Najlepsi złoczyńcy mają powód, dla którego stali się nikczemni. Jest niewielu maniaków, którzy wychodząc z łona matki, są już ukształtowani na psychopatów, których kochasz nienawidzić. Książka „Minecraft Dungeons. Narodziny Złosadnika” pokazuje powstanie największego antagonisty uniwersum. Archie był pierwotnie Złosadnikiem, który, prawdopodobnie ze względu na swój kształt i małe rozmiary, był wyśmiany przez innych. Tak bardzo miał dosyć, że postanowił opuścić swoją wioskę. Wyruszył w świat, próbując znaleźć nowy dom. Jednak był również odrzucany przez mieszkańców innych wiosek. Ostatecznie poszukiwania nowego domu Archiego doprowadziły go do Kuli Władzy. Pod jego wpływem Archie, teraz Arcyzłosadnik, zbudował imperium Złosadników i zmusił wszystkich do zemsty. Jeśli ktokolwiek odmówi, został zniewolony.

Wraz z Karlem, jednym z bohaterów, będziemy przyglądać się ewolucji dobra w zło. Rozwój postaci był tak wiarygodny, a przez całą historię z równą pasją można kibicować naraz dwóm wynikom: powrotowi Archie’go do światła, ale też pozostaniu po ciemnej stronie mocy, gdzie wszystko kończy się całkowitą rzezią. Zamiast przedstawiać grę w powieści, Forbeck wykorzystuje rozgrywkę, aby opowiedzieć historię. Przecież Wieśniacy czczą i boją się Bohaterów, którzy nie zawsze są bohaterscy. Rzeczywiście Karl, Bohater, jest tu negatywnie pokazany niż początkowo brzydzący się mordem Archie.

Książka Forbeck’a jest napisana lekkim, wciągającym językiem. Choć skierowana jest raczej do młodszych czytelników, jest tu wystarczająco dużo akcji, aby zapewnić rozrywkę także starszym fanom Minecrafta. Historia Archiego nie jest tak czarno-biała, a bohaterowie świata Minecraft lub „dobrzy” wieśniacy nie są tak życzliwi i szlachetni, jak można by się spodziewać. Chociaż podróż Archiego początkowo wydaje się pełna zbiegów okoliczności, jest logiczna i przemyślana, choć trochę nawet za krótka. Szczególnie punkt kulminacyjny wydaje się, że nadszedł zbyt wcześnie, a Epilog zabiera nas na początek gry, zamiast drążyć sagę bohaterów książki.

Czy trzeba znać poprzednie książki cyklu? Niekoniecznie. Nie jest nawet wymagane, by znać samą grę, gdyż jesteśmy delikatnie wprowadzani w uniwersum Minecrafta. Z pewnością jest to lektura, która zachęca, by trochę zagłębić się w Minecraft Dungeons.

Dział: Książki
piątek, 05 listopad 2021 18:58

Dziecięcy kram

Sklepy z artykułami dla dzieci wydają się niezwykle sielskimi pomieszczeniami, wypełnionymi nadzieją, radosnym oczekiwaniem, uśmiechem dzieci, miłością. Mają one niezwykły klimat, a zarówno dziecięce ubranka, jak i zabawki, mają w sobie coś niewinnego, coś uroczego i delikatnego. Wydają się jeszcze nieskażone złem tego świata, dają nadzieję, że obcujące z nimi dzieci wyrosną na porządnych ludzi.

„Dziecięcy kram”, sklepik z artykułami dla dzieci zlokalizowany w São Paulo, choć przyciąga klientów wspaniałymi towarami, to jednak nie ma w sobie nic z niewinności. Jego właściciel, Alonso Bastos, mimo pewnych zasad, to diabeł w ludzkiej skórze, wykorzystujący potrzebujące pomocy osoby do swoich celów i manipulujący nimi bez skrupułów. Taka właśnie sytuacja ma miejsce w przypadku jego pomocnika, narkomana na głodzie, który przekonany, iż umknął oprawcom z faveli, szybko uświadamia sobie, że tak naprawdę znalazł się w pułapce…

Takiej świadomości nie ma jednak Klara Silva, samotna matka, której życie nie rozpieszczało. W dzieciństwie nie tylko dowiedziała się, że jest obdarzona pewną zdolnością, a właściwie rodzinną klątwą, polegającą na widzeniu upiornych zjaw. Wyjawiająca jej sekret matka również miała z nimi do czynienia, choć w jej przypadku takie widzenia skończyły się przed laty. Klara nie jest w stanie jeszcze powiązać widoku upiora z późniejszymi wydarzeniami, a mianowicie utratą rodziców. Towarzyszyły temu bardzo dziwne okoliczności, bowiem matka Klary została znaleziona martwa w mieszkaniu, zaś przyczyną jej śmierci był ponoć rozległy zawał serca. Co prawda wykluczono możliwość udziału osób trzecich, co nie zmienia faktu, iż podejrzany jest fakt, iż tego samego dnia znika również ojciec bohaterki, Leonardo Silva. Na skutek utraty rodziców dziewczynka trafiła do sierocińca, a od chwili zamieszkania tam, celem jej życia stało się wydostanie spod kurateli systemu i rozpoczęcie poszukiwań ojca. Przysięgła sobie, że nie spocznie do momentu, aż nie odkryje prawdy na temat zniknięcia Leonardo, choć tak naprawdę przez kolejne lata poszukiwań nie posunęła się w nich choćby na krok.

Natomiast zdążyła zakochać się w przebywającym w Brazylii przystojnym Angliku i zajść z nim w ciążę. Niestety radość Klary z faktu, iż nareszcie będzie miała rodzinę, nie trwa długo. Wkrótce m mężczyzna wyjeżdża, a po okresie coraz rzadszego kontaktu, po prostu znika, nie pozostawiając Klarze żadnych danych i tym samym pozbawiając ją możliwości starania się o alimenty. Od czasu urodzenia Victora Klara robi, co może, by utrzymać się na powierzchni, ale podejmowane przez nią dorywcze prace nie pozwalają na to, by osiąść w jednym miejscu.

Teraz właśnie znalazła się w takim okresie bez pracy i postanowiła znów wznowić poszukiwania – zarówno ojca, jak i zatrudnienia. W ten sposób znalazła się w dzielnicy, gdzie mieszkała jako dziecko, tej samej, która przywołuje bolesne wspomnienia. Jako bezdomna, z dzieckiem u boku, nie jest zbyt wiarygodna, ale na szczęście przez przypadek trafia do internetowej kafejki, której niezwykle uczynny właściciel pomaga jej wyszukać informację o ojcu. Jak się okazuje, był widziany ostatni raz w pobliżu dzielnicy znanej z działalności narkotykowych gangów. Co więcej, Klarze udaje się porozmawiać z kimś, kto znał jej ojca – właściciel pralni proponuje jej również pracę. Zanim jednak  ją podejmie, trafia do podejrzanej dzielnicy w poszukiwaniu noclegu, zostaje napadnięta i okradziona z tych niewielkich oszczędności, jakie posiadała.

Całe szczęście, że na pomoc spieszy jej dwóch niezwykle pomocnych mężczyzn, którzy nie tylko ratują jej i jej synkowi życie, ale i udzielają schronienia, a także oferują pracę w „Dziecięcym kramie” – sklepie dla rodzin z dziećmi. Co w takim razie jest nie tak z tym sielskim obrazkiem i dlaczego synek Klary od razu wyczuwa brak szczerości i wewnętrzne zło u Bastosa? Jakie tajemnice kryje pozornie tylko sielski sklepik? Przekonamy się o tym dzięki powieści pt. „Dziecięcy kram”, autorstwa Daniela Radziejewskiego. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Novae Res książka zwraca uwagę swoją złożonością, misterną konstrukcją i niezwykle wciągającą fabułą, choć można odnieść wrażenie, że autor nie w pełni wykorzystał tkwiące w opowiadanej historii możliwości. Mimo tego, po książkę sięgnąć mogą wielbiciele thrillerów i powieści obyczajowych, kryminalnych historii i ci wszyscy, którzy lubią się bać. Przy czym niekoniecznie duchów…

 

Dział: Książki
piątek, 05 listopad 2021 12:35

Premiera: Dom wielu dróg

Myślicie, że w domu pełnym magii trzeba znać się na czarach? Ani trochę!

Charmain kieruje się w życiu zasadami: nosem w książkach, głową w chmurach, dbać o odpowiednią ilość wolnego czasu.

Dział: Patronaty
wtorek, 02 listopad 2021 09:08

Zapowiedź: Outpost 2

Chroniona ze wszystkich stron przez posterunki obronne i wojska kozaków, stoi tysiącletnia Moskwa. Wewnątrz trzech pierścieni moskiewskiej obrony – i za murami Kremla – wznosi się pałac.

Dział: Książki
czwartek, 28 październik 2021 22:19

Agatha Christie. I nie było już nikogo

„I nie było już nikogo”, pierwotnie wydane jako „Ten Little Niggers”, to jedna z najsłynniejszych powieści kryminalnych świata i jedna z najczęściej adaptowanych powieści Agathy Christie. 

Wydawało mi się, że przynajmniej raz, czytałam każdą z wydanych w Polsce książek Agathy Christie. Dlatego bardzo zdziwiła mnie nieznajomość tytułu „I nie było już nikogo”. Szybko okazało się, że chodzi o wydaną po raz pierwszy w Polsce w 1960 roku powieść „Dziesięciu małych murzynków”. Książka po raz pierwszy zmieniła tytuł na życzenie prawnuka pisarki Jamesa Pricharda. Oczywiście przez wzgląd na rasistowskie elementy, które jednak nie miały najmniejszego wpływu na fabułę, nieco zmieniona została również jej treść. W powieści graficznej tytułowych „murzynków” zastąpiły „żołnierzyki”.  

Zarys fabuły

Dziesięć osób, których z pozoru nic ze sobą nie łączy, zaproszonych zostało przez tajemnicze, bogate małżeństwo do ekskluzywnej willi, na niedawno kupionej przez nich wyspie. Szybko okazuje się, że zarówno goście, jak i pracownicy, jednak mają ze sobą coś wspólnego. Każdy z przybyłych w jakiś sposób przyczynił się do morderstwa. Dodatkowo wszyscy zaproszeni zostali listownie i nikt nigdy nie widział swoich gospodarzy. Wydarzenia zaczynają toczyć się błyskawicznie, gdy goście jeden po drugim zaczynają umierać, a wszystko toczy się w rytmie umieszczonej w każdym z pokoi dziecięcej rymowanki.   

Strona wizualna

Mimo że praktycznie każdy komiks z serii rysuje inny artysta, to wszystkie zachowują ten sam styl i klimat. Tym razem ilustracje stworzył Damien Callixte, który w 2002 roku ukończył Szkołę Artystyczną Emile Cohl. Pod względem graficznym album wygląda naprawdę doskonale. Trochę tylko żałuję, że zeszyty mają format A4 i miękkie okładki, bo niestety prowadzi to do ich szybkiego niszczenia się.   

Moja opinia i przemyślenia

To dopiero była niesamowita przygoda! Autorem scenariusza jest znany francuski kompozytor i scenarzysta Pascal Davoz. Wymyślił on doskonałą adaptację znanej powieści. Myślę, że nawet lepszą niż ta filmowa z 2015 roku. Komiks trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony i to nawet wówczas, gdy doskonale zna się przedstawioną w nim historię. Poza tym Agatha Christie napisała naprawdę świetny thriller, którego adaptacje, jeżeli zbyt mocno nie odbiegają od oryginału, po prostu nie mogą być złej jakości.  

Zazwyczaj w przypadku komiksów na podstawie książek Agathy Christie nie podobało mi się dość toporne, nieco niezręczne tłumaczenie. Tym razem jednak tłumacz wykonał kawał doskonałej roboty. Jego przekład to prawdziwy majstersztyk! Dodatkowo spodobało mi się, że nie próbował na siłę tłumaczyć rymowanki, a zaczerpnął ją z gotowego już, bardzo starego przekładu (na temat, którego można dowiedzieć się z przypisów).

Podsumowanie

Z adaptacji graficznej powieści „I nie było już nikogo” jestem bardzo zadowolona. To świetnie narysowany komiks i doskonale opowiedziana historia. Mimo że nie ma tu Poirota czy Miss Marple, to thriller poznaje się z wypiekami na twarzy, przez cały czas zastanawiając się, kto stoi za całą intrygą. 

Dział: Komiksy
środa, 27 październik 2021 21:30

Droga do Wyraju

Mam słabość do słowiańskiej fantastyki. Książki, które opisują nasze rodzime dawne zwyczaje, są fenomenalne, wciągające i ciekawe. Cieszę się niezmiernie, że do grona autorów, którzy czerpią garściami ze słowiańskiej fantastyki, dołączyła Kamila Szczubełek ze swoją debiutancką powieścią „Droga do Wyraju”.
 
Elgan to wąpierz, książę ciemności i podopieczny Welesa, pana podziemi. Nasz bohater jednak woli mieszkać wśród ludzi, a na dom obrał sobie Wioskę za Bukowym Lasem. Gdy wraca do niej po latach obawia się tego, jak przyjmą go mieszkańcy. Gdy jeden z samozwańczych znachorów znika, a w jego „gabinecie” Elgan odnajduje bardzo śmierdzącego demona, którym nie opiekuje się żaden z bogów. Za obietnicę poszanowania miejsca Elgana w wiosce, wąpierz decyduje się na wyprawę do Wyraju, aby odzyskać ciało Bilzbora. Musi również znaleźć opiekuna Smętkowi. Udaje się do swojego dawnego przyjaciela, Arsa, a później, wraz z jego lekkomyślną, ale szczerą córką Doradą, wyrusza w podróż do lasu Czarnoboga. Czeka ich trudna wyprawa, podczas której odwiedzą miasto, którego nie można znaleźć oraz miasto, które kiedyś było wspaniałą metropolią, ale upadło i zostały po nim same mury. Czy wyprawa im się powiedzie? Czego dowiedzą się po drodze? Czy Elgan dowie się coś o swoim życiu przed tym, jak stał się wąpierzem?
 
Na wstępie zaznaczę, że rewelacyjnie bawiłam się przy tej książce. Ciekawie i dobrze napisana, zabawna, momentami poważna i z akcją, która zapiera dech w piersiach. Kamila Szczubełek rewelacyjnie skonstruowała świat. Pomocna okazała się mapka, która umieszczona została na pierwszych stronach. Z rewelacyjną ścisłością i dokładnością autorka połączyła świat znanej nam religii (ale nie nazwała jej po imieniu) oraz dawne, słowiańskie wierzenia. I nie tylko! Jeżeli ktoś zna się na wszelakich mitologiach dostrzeże, ile autorka czerpała inspiracji, co uważam za duży plus, bo dzięki temu „Droga do wyraju” jest książką niezmiernie ciekawą i wciągającą.
 
Na humor tej lektury wpływają kreacje bohaterów. Elgan to cynik, elegancki i zamknięty w sobie wąpierz. Pokochałam go od pierwszych stron – tę jego manierę, teksty oraz zachowania. Pod maską aroganckiego gbura, skrywa się ktoś, kto cierpi, nie znając swojego prawdziwego ja. Obok niego autorka umieściła Doradę, która najpierw działa, a potem myśli. Nasza bohaterka potrafi być lekkomyślna, robić coś pod wpływem emocji, ale szybko się uczy. Niejednokrotnie wpakowała naszą ekipę w tarapaty. Nie mogę zapomnieć o Smętku, który potrafił rozweselić czytelnika do łez.
 
„Droga do Wyraju” to opowieść drogi, z wieloma zwrotami akcji i wątkami, które intrygują. Kamila Szczubełek wielu z nich nie zakończyła, dając nadzieję na kontynuacje przygód Elgana, Dorady i innych bohaterów, których poznaliśmy w trakcie lektury. Dodam, że ta powieść to debiut autorki i chociaż da się dostrzec kilka minusów, to jestem mile zaskoczona. Wszystkie elementy książki wydają się idealnie wyważone i dobrane. Nie ma tutaj grafomaństwa, a styl Kamili jest lekki. Po stronach się płynie, a wyobraźnia twórczyni całej tej opowieści zadziwia i sprawia, że chce się jeszcze więcej i więcej!
 
Mam nadzieję, że Kamila Szczubełek nie będzie kazała zbyt długo czekać swoim fanom na kontynuację.

 

Dział: Książki
wtorek, 26 październik 2021 09:49

Batman/Fortnite: Punkt Zerowy

Komiksy z promocją krzyżową z reguły nie są dobre. Ani to gra, ani komiks. Raczej jako czytelnik unikam takich miszmaszów. Tak samo mam w przypadku prac zbiorowych. Jednak w przypadku zeszytu Christosa Gage widać nie tylko, że świetnie ogarnia świat i niuanse jednej z popularniejszych od kilku lat fenomenów, jakim jest gra sieciowa Fortnite Battle Royale, ale również jak potrafi zarządzać zespołem.
 
Gage opowiada emocjonalną historię, która jednak jest przede wszystkim rozrywką. Pierwsze, co zobaczymy w komiksie, jest to, jak Batman dosłownie wciągnięty w świat gry, jako zupełny nowicjusz rozgrywki battle royle w tym nowym uniwersum, próbuje jakoś poskładać fakty do kupy, jak analizuje fakty i zbiera drużynę. Okazuje się, że właśnie to jest przepis na sukces i przejście do kolejnego etapu gry. Celem jest powrót do Gotham, rządzonego przez Batmana, który się śmieje.
 
Poza postaciami ze świata Batmana, jak Catwoman, Deathstroke czy Harley, spotykamy sporo bohaterów Fortnite’a: Najeźdźca-Renegatka, Paluch Rybny, Kościogłów czy Bandolierka. Pytaniem, jakie ciśnie się na usta, jest: „czy to komiks dla fanów Fortnite, czy Batmana?”. Odpowiem, że dla obydwu grup. Fani gry znajdą tu sporo smaczków typowych dla tej sieciówki. Ot, choćby taniec Floss w wykonaniu Harley, który jest charakterystyczną „emotką” - nagrodą gry.
 
A jeśli jesteśmy przy nagrodach, warto wzmiankować, że komiks zawiera dodatkowy kod do gry, który umożliwia m.in. grę postacią Harley. Będzie ona kolejną grywalną bohaterką po wprowadzonych w czwartym sezonie bohaterach Marvela. Zawiera także dodatkowo kosmetyczne, jak skrzydła Batmana, kotwica Catwoman czy pełna zbroja Batmana. Na końcu zeszytu znaleźć można także projekty postaci uniwersum Barmana specjalnie zaprojektowane przez Epic Games dla graczy Fortnite.
 
Najwięcej chyba problemów mógł jednak przysporzyć nie scenariusz, a pogodzenie mrocznego ukazania Batmana i cukierkowego wyglądu Fortnite’a. Reilly Brown, Nelson Faro DeCastro, Christian Duce i John Kalisz, przy współpracy z Donaldem Mustardem z Epic Games, stworzyli nienachalnie pastelowego Batmana. W odróżnieniu od ekwipunku bohaterów gry ubrania Batmana i innych postaci z Marvela, ewoluują, niszczą się, brudzą. Jest mało szczegółowy jak na zeszyty z Gackiem, ale za to aż nad wyraz uszczegółowiony, jeśli chodzi o przyrównanie do gry. To wypośrodkowanie sprawiło, że nie czuło się wtłoczenia bohatera na siłę w świat gry.
 
To było niesamowicie zrobiony crossover z tak dużą ilością akcji i intryg. Wydarzenie, które, jak gra, miało dawać wyłącznie rozrywkę. W przyszłości fani komiksów zapewne będą musieli przyzwyczaić się do takich crossowerów jak „Punkt zerowy. Batman Fortnite”. Gaming coraz głębiej wchodzi w nowe dla siebie rejony jak książki, komiksy czy kino. Być może na dłuższą metę sprawi to, że zarobione przez wydawnictwo fundusze na takich komiksach jak „Batman/Fortnite: Punkt zerowy” będą trafiały także do kieszeni ciekawych autorów niszowych gatunków.
Dział: Komiksy
piątek, 15 październik 2021 18:27

Dom stu szeptów

Większość ogromnych domostw, które od wielu lat stoją w swym niezmienionym kształcie, określanych jest jako nawiedzone. Każdy z nich skrywa w swych murach tajemnicę, choć może niekoniecznie duchy. A jednak Dwór Wszystkich Świętych, trwający wśród wrzosowisk, kryje w sobie coś więcej niż sekrety poprzednich właścicieli.
 
Gdy umiera zamieszkujący mroczne domostwo były naczelnik więzienia w Dartmoore, skłócone z nim dzieci zmuszone są przyjechać do miasteczka, by stawić się na odczytanie testamentu. Rob, Martin i Grace nie wspominają dobrze swojego dzieciństwa pełnego kłótni, pretensji i przykrych komentarzy. Żadne z nich nie zamierza mieszkać w tym ponurym domostwie, od razu po podpisaniu odpowiednich papierów planują je sprzedać. Jednak nawet zza grobu ich ojciec musiał im zrobić przykrą niespodziankę - Dwór Wszystkich Świętych ma pozostać w rodzinie jeszcze przez wiele lat, a dziedzicem ma zostać syn Roba, Timmy, gdy tylko osiągnie pełnoletność.
 
I zapewne przeklinające ojca dzieci jak najszybciej zwinęłyby się z przerażającego domostwa, gdyby nie to, że wspomniany już Timmy znika. Nie pomagają nawoływania i przeszukiwanie wszystkich, rozległych pomieszczeń. Nie pomaga nerwowy spacer przez wrzosowiska i przekopywanie starej stodoły. Nawet policyjna akcja oraz ochotnicy nie odnajdują chłopca. Rob czuje, iż jego syn nadal jest w domu, mimo że nikt go nie widzi; wraz z żoną, Vicky, słyszy echo jego płaczu. Wie, że w jakiś tajemniczy sposób został tu uwięziony. Po kilku dniach znika także Martin, najstarszy z rodzeństwa. A nocą po korytarzach roznoszą się tylko szepty.
 
Jaką tajemnicę tak naprawdę skrywa dwór? I co stało się z właścicielami walizek, odkrytych przez mężczyzn na strychu?
 
Twórczość pana Grahama Mastertona darzę ogromną miłością. Jest moim niekwestionowanym mistrzem grozy (nawet przed tak popularnym Stephenem Kingiem) i mogę rzec bez wyrzutów sumienia, że to na jego książkach się wychowałam. I dzięki niemu pojawiła się we mnie miłość do grozy wszelkiej maści. Nikogo nie zdziwi więc fakt, że sięgam po każdą książkę jego pióra, jaka tylko się ukaże. „Dom stu szeptów” zapowiadał się bardzo ciekawie, szczególnie że fabuła miała bazować na tym, co lubię najbardziej - nawiedzonym domostwie. I może tym razem nie połączył mnie z tą pozycją płomienny romans, aczkolwiek nie narzekam. Poziom został w miarę utrzymany.
 
Jak ciężkie musiała mieć dzieciństwo ta trójka, skoro z taką niechęcią myślą o ojcu? Wiadomo, że praca naczelnika więzienia nie należy do lekkich psychicznie, aczkolwiek z nielicznych wypowiedzi rodzeństwa jasno wynika, że to nie praca zmieniła ich ojca. Ona raczej stanowiła dla niego idealny sposób na wykorzystanie swojego złego charakteru. Dlatego też nikogo nie zdziwiło, że przeniósł się do tak mrocznego domostwa. I tak żył sam, zbytnio nie tęskniąc za rodziną. A ona nie tęskniła za nim. Już po przekroczeniu progu Dworu Wszystkich Świętych chyba każdy poczuł, że coś wisi w powietrzu; coś nieuchwytnego, wręcz złego. Coś, co miało niecne zamiary. A nowi - nawet chwilowi - lokatorzy mieli stanowić jego pożywienie.
 
Autor powoli buduje napięcie, rozpoczynając naszą przygodę z mrokiem od szeptów, rozlegających się w pustym pomieszczeniu. Później, gdy standardowe środki nie pomagają odnaleźć Timmy'ego oraz Martina, Rob zwraca się o pomoc do miejscowej wiedźmy. To ona uchyla rąbka tajemnicy, a o tym, co kryje się w budynku, dowiadujemy się już od pomagającego jej kłosarza. Po odnalezieniu na strychu walizek więźniów po części spodziewałam się, co mogło się z nimi stać, lecz prawda okazała się o wiele mroczniejsza. Istota zamieszkująca dwór nie była tylko potępioną duszyczką; to coś o wiele, wiele groźniejszego, tym samym pan Masterton prowadzi czytelnika w nieco inne rejony. W przypadku książek autora zawsze jest tak, że pochłania się je niemalże na raz, nawet jeżeli w danej historii coś nie do końca nam się podoba. Po prostu mimo wszystko chcemy jak najszybciej poznać rozwiązanie. Nie inaczej było w tym przypadku; choć fabuła nie wciągnęła mnie bez reszty, to przed siebie gnała mnie ciekawość, co tym razem wymyślił mój ulubiony pisarz. Pomysł na wątek główny dobry, rzekłabym nawet, że dość oryginalny (jeżeli można mówić o oryginalności odnośnie do historii o duchach). Masterton jednak nie ogranicza się do zjaw, lecz nieco upiększa ów motyw, dzięki czemu lektura zyskuje w oczach czytelnika.
 
Myślę, że fanów twórczości tego pisarza nie muszę namawiać do sięgnięcia po „Dom stu szeptów” tak jak i czytelników powieści grozy. Uważam, że każdy znajdzie tam coś dla siebie.
Dział: Książki