Rezultaty wyszukiwania dla: USA

czwartek, 25 sierpień 2022 01:06

Nowa odsłona Rodziny Addamsów

Wednesday Addams to dziewczyna z twoich koszmarów. Nowy szalony serial Tima Burtona jesienią na Netflix. Nastoletnia bohaterka rozpoczyna naukę w Nevermore Academy. Studentka usiłuje powstrzymać mordercę, terroryzującego lokalne miasteczko, a także rozwiązać nadprzyrodzoną tajemnicę, w którą byli uwikłani jej rodzice 25 lat temu.

Dział: Seriale
wtorek, 16 sierpień 2022 20:50

Potomek

James Falcon od najmłodszych lat słyszał liczne opowieści o wampirach i uważał je za swego rodzaju bajki, które przerażając go, miały jednocześnie wymusić na nim posłuszeństwo- tak, jak robią to rodzice, opowiadając nam o tajemniczej Babie Jadze, porywającej niegrzeczne dzieci. Jego matka była Rumunką, więc całą wiedzę o tych istotach posiadał właśnie od niej. Nie spodziewał się jednak, że jeden mały artykuł napisany w czasach studenckich, lata później sprowadzi do niego dwóch tajemniczych jegomości, pracujących dla służb. Uznany przez służby za specjalistę od wampirów, w czasie II wojny światowej został mianowany kapitanem kontrwywiadu armii USA i zwalczał potwory. Te lata jednak minęły i James cieszy się już zasłużonym spokojem. Z niechęcią wspomina tamten okres.
A jednak, trzynaście lat później, sytuacja się powtarza. Do jego drzwi ponownie puka dwóch mężczyzn, a Falcon nie może odmówić. Szczególnie że tym razem ma do wyrównania z Rumunem Dorinem Ducą własne, prywatne porachunki.


Choć wydawało mi się, że przez lata fascynacji twórczością pana Grahama Mastertona, przeczytałam większość horrorów, które wyszły spod jego pióra (nie liczę tu innych gatunków, je bowiem odkryłam dopiero kilka lat temu), to jak się okazało- byłam w błędzie. "Potomek", który wcześniej pojawił się także jako "Pogromca wampirów" nie znajdował się na moim czytelniczym koncie, co postanowiłam jak najszybciej naprawić, a pomogło mi w tym oczywiście wydawnictwo Replika, wznawiając powieść. Kilka lat temu pojawiła się u mnie fascynacja wampirami za sprawą -oczywiście!- książki "Zmierzch". Jako że w następstwie jej wydania powstawały kolejne, słodko- gorzkie miłosne historie z krwiopijcami w rolach głównych, sięgałam po każdą. W końcu jednak odczułam przesyt i zatęskniłam za prawdziwymi wampirami, które w ludziach widziały jedynie posiłek, a nie obiekt miłosny. I tak na długie lata odseparowałam się od potomków Drakuli, właściwie aż do dziś. Aż do chwili, w której wzięłam w swoje dłonie "Potomka".
Wybaczcie ten przydługi wstęp, jednakże uważam, że w tym wypadku był wręcz potrzebny. Dlaczego? Otóż dzięki dawnemu zamiłowaniu (i późniejszemu przesytowi) dziś na wampiry patrzę w nieco inny sposób. A raczej jeszcze bardziej doceniam pisarzy, pozostawiających te potwory w ich rzeczywistej, krwiożerczej postaci. Ale do rzeczy!
Nasz główny bohater nie miał pojęcia, że nie tylko historie opowiadane mu przez matkę łączą go z wampirami. Głęboko ukryte tajemnice z przeszłości i zupełnie inne okoliczności zgonu jego rodzicielki sprawiły, że do polowania na Dorina Ducę zabiera się z podwójną motywacją. Tym razem jest jednak trudniej o pomocników, gotowych wziąć udział w tym nie lada trudnym przedsięwzięciu.
To jest to, o czym marzyłam od dawna- dobra, mocna lektura o wampirach. Bez międzygatunkowych miłostek, bez happy endu. Jest krwawo, brutalnie i poniekąd obrzydliwie, głównie za sprawą bardzo dokładnych i plastycznych opisów ciał po wampirzym ataku. Postacie nie odgrywają tutaj superbohaterów, dzielą się z czytelnikiem strachem przed tym, co nieznane- nawet sam Falcon, choć miał już wcześniej styczność z bestiami. Bardzo realistyczny opis odczuć człowieka, który staje twarzą w twarz z prawdziwym złem. Dzięki temu bohaterowie nie są dla nas "papierowi", a każdą ich emocję odczuwamy jak własną: strach, ból, nadzieję.
Muszę przyznać, że praktycznie ostatnie wydarzenia, poprzedzające zakończenie, bardzo przypominały mi sławnego od dawna "Draculę". Był wątek straty, miłości, niebezpieczeństwa- dla Waszej przyjemności nie wejdę w szczegóły, nie chcę Wam bowiem psuć odbioru lektury. Niemniej jednak sam finisz bardzo mi się podobał. Może nie do końca zbił mnie z nóg, bo jakąś częścią siebie spodziewałam się takowego obrotu spraw, a jednak miał w sobie ten specyficzny urok, gdy wreszcie, czarno na białym, autor serwuje nam odpowiedź na pytanie postawione gdzieś na początku książki.
"Potomek" to bardzo dobra lektura nie tylko dla fanów twórczości pana Mastertona, lecz również dla tych, którzy preferują wampiry w wersji "hard". Nie zawiedziecie się.

Dział: Książki
sobota, 13 sierpień 2022 21:18

Śpij, dziecinko, śpij

Stara kamienica to idealne miejsce do osadzenia akcji thrillera psychologicznego. Mury mogą skrywać wiele tajemnic z przeszłości; sekretów, które nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego. Jednak takie miejsca są niezwykle urokliwe i piękne, a przechadzając się po mieszkaniach czy klatce schodowej, można poczuć ducha minionych lat. Niektórzy marzą o mieszkaniu w starej kamienicy, tak jak i główna bohaterka książki „Spij, dziecino śpij” - Alicja. Kobieta kupuje mieszkanie i postanawia szybko je wykończyć, zanim na świat przyjdzie jej pociecha. Niestety, po przeprowadzce bohaterka zaczyna widzieć dziwne rzeczy, duchy, a do jej uszu dolatuje starodawna kołysanka. Alicja obawia się, że oszalała i szuka pomocy u psychologa. Okazuje się, że kobieta musi rozwikłać zagadkę z przeszłości.
 
Dobra fabuła to nie jest przepis na dobrą książkę. Niestety, aby powieść wciągnęła czytelnika, musi mieć w sobie coś więcej – ciekawie skonstruowanych bohaterów, dobry tekst i intrygująco poprowadzoną akcję. Osobiście jestem niezwykle uczulona na drugą z cech, którą wam wymieniłam. Nie cierpię sztucznych książek, które są pisane bardzo, ale to bardzo na siłę. I niestety, „Śpij, dziecinko, śpij" to właśnie taka opowieść. Chociaż zapowiadało się ciekawie, to już po pierwszych stronach miałam ochotę odłożyć książkę i do niej nie wracać. Jednak zaintrygowana byłam fabułą, zagadką z przeszłości (taki motyw działa na mnie jak najlepszy wabik!), ale im dalej w tekst, tym gorzej. Cała powieść okazała się niesamowicie sztuczna, trudna i nudna. Nie odczułam niemal żadnych emocji, a sceny, które miały wywołać ciarki na skórze i przyśpieszone bicie serca, były mdłe i nijakie. Spowodowały, że czułam się zażenowana
 
Również bohaterowie zostali nieodpowiednio skonstruowani. Wszyscy, nawet Alicja, są niesamowicie płascy i sztuczni. Ich rozmowy i dialogi nie mają w sobie nic rzeczywistego. Często autorka chce przekonać czytelnika do jakiejś zmiany w danej postaci jednym zdaniem, nie pokazując tego w zachowaniu. Nie nawiązałam bliższej relacji z żadną z postaci.
 
Gdy dobrnęłam do zakończenia, byłam zmęczona i wcale nie usatysfakcjonowana wydarzeniami rozgrywającymi się na ostatnich stronach. o. Bardzo nad tym ubolewam, bo „Śpij, dziecinko, śpij” Jolanty Bartoś to książka z ogromnym, ale zmarnowanym, potencjałem.
Dział: Książki
sobota, 13 sierpień 2022 11:12

Ostatnia misja Gwendy

Niezwykłe drewniane pudełko z kolorowymi przyciskami i maleńkimi dźwigienkami pojawiło się po raz pierwszy w życiu Gwendy, gdy ta była zaledwie nastolatką. Zmieniło jej życie, wywracając do góry nogami i obarczając ją wielką odpowiedzialnością. Teraz pojawiło się ponownie, a nam przyjdzie pożegnać się z bohaterką, z którą wielu czytelników z pewnością zdążyło się szczerze zżyć. 
 
"Ostatnia misja Gwendy" to trzeci tom, wieńczący trylogię, której głównymi bohaterami są na równi Gwendy, jak i wspomniane już pudełko. Od wydarzeń, jakie miały miejsce w poprzednich tomach, minęło kilka lat – jest rok 2026, a Gwendy, licząca już około sześćdziesiątki, jako senator Stanów Zjednoczonych wyrusza właśnie z misją w... kosmos. Brzmi nieco absurdalnie? Gdy poznamy szczegóły, już tak nie będzie. Historia przeklętego pudełka w końcu zmierza bowiem do końca i wszystko wskazuje na to, że będzie to koniec ostateczny. A może nie? 
 
Podobnie jak poprzednie części, tak i ostatnia jest krótka, a jej lektura nie zajmuje wiele czasu. Wszystkie tomy to bardziej rozbudowane opowiadania niż długie powieści, do jakich wielokrotnie miał okazję przyzwyczaić nas Stephen King. Podobnie też jak w przypadku "Magicznego piórka Gwendy", tak i "Ostatnia misja..." nie jest typową powieścią grozy. Pojawiają się w niej elementy mroczne i wywołujące w głównej bohaterce, więcej tu jednak nostalgii i refleksji. Towarzyszymy Gwendy w misji straceńczej i to nie tylko ze względu na miejsce, gdzie musi się ona odbyć, lecz również - a może przede wszystkim – ze względu na pogłębiające się problemy zdrowotne, przez które pełna energii kobieta, staje się zaledwie cieniem dawnej siebie.
 
Cieszę się, że do pracy nad historią pudełka powrócił Stephen King (pierwszy tom trylogii powstał jako efekt współpracy Kinga i Richarda Chizmara, ale drugi napisał on już samodzielnie, Mistrz już się w nim nie udzielał). Smaczkiem dla fanów amerykańskiego króla grozy będą zaskakujące odniesienia do opus magnum jego twórczości, czyli "Mrocznej Wieży". Innym smakowitym kąskiem mogą okazać się nawiązania do współczesnej sytuacji i epidemii koronawirusa, przez które lektura wydaje się jeszcze bardziej aktualna i na czasie. 
 
Wprawdzie z trylogii najlepiej wspominam pierwszy tom, który wywołał we mnie najwięcej emocji i wzbudził ogrom niepokoju, ale uważam, że "Ostatnia misja Gwendy" to dobre zwieńczenie całej opowieści. Jeśli czytaliście poprzednie tomy, z pewnością nie będziecie rozczarowani.
Dział: Książki
niedziela, 12 czerwiec 2022 23:47

Zapowiedź: Duchy Nocy Kupały

Opowieść o duchach, upiorach, wiedźmakach i demonach pod patronatem Secretum.

Antologii patronują obrzędy nocy świętojańskiej zwanej też kupałą. Część pierwszą stanowią opowiadania polskich autorów: Romana Zmorskiego, Jana Barszczewskiego oraz Zygmunta Krasińskiego. Duchy i demony, wiedźmy i wiedźmaki, leśniaki i rusałki przewijają się w opowieściach rozgrywających się od Pomorza, Mazowsza i Śląska po Białoruś.

Dział: Patronaty
czwartek, 02 czerwiec 2022 14:51

Wizje

 
Ile razy zdarzyło Wam się sięgnąć po książkę, której opis sugerował, że będzie świetna, ale nic z tego nie wyszło? Tak samo bywa ze zwiastunami filmów, a w kinie okazuje się, że to kompletna klapa. "Wizje" Anny Krystaszek zapowiadały się przerażająco, emocjonująco i niebezpiecznie. Miałam pewne wyobrażenie co do tej historii. Czy autorka mnie rozczarowała? A może zatraciłam się w tej powieści? 

Ile razy zdarzyło Wam się zobaczyć opis książki i pomyśleć „muszę ją koniecznie przeczytać”? Mnie się zdarza to dość często, i w tym przypadku również tak było. Autorka obiecała mi jazdę bez trzymanki i mocny thriller z pogranicza horroru. A przynajmniej takie było moje wyobrażenie o "Wizjach". Lubię takie książki, a paczka od wydawnictwa Muza zawierała również teczkę ze zdjęciami. Mój umysł zaczął pracować na najwyższych obrotach, ponieważ uwielbiam tematyczne dodatki do egzemplarzy recenzenckich.  Przeczytałam prolog i miałam ciarki na plecach. Mocny i faktycznie przerażający. Zapowiadał się konkretny kawał dobrej literatury. Ale później coś się zmieniło. I żałuję, że muszę to napisać, ale niestety na niekorzyść. Choć sama historia jest dobra i uważam, że autorka miała interesujący pomysł, to trochę zawiodło mnie wykonanie. Tym razem nie przemówiła do mnie narracja pierwszoosobowa, co się rzadko zdarza, ponieważ wolę ją od narratora w trzeciej osobie. Ciekawą informacją jest również to, że książka jest kryminałem, a ja, sięgając po nią, byłam przekonana, że będę czytała thriller. Jak widać, pozory mylą. 

Książka nie jest długa, ma 320 stron, dużą czcionkę, a tekst czyta się dość szybko. Wciąga, nie mogę powiedzieć, że nie. Nawet bardzo wciąga i muszę przyznać, że miałam problem z jej odłożeniem. Ciekawiło mnie, kto zabija, i choć łatwo jest odgadnąć tożsamość mordercy, to na samym końcu autorka przygotowała dla czytelnika niespodziankę. Byłam zaskoczona, ale i usatysfakcjonowana całą historią, a najbardziej zakończeniem. Choć niektóre momenty są trochę naciągane i mało prawdopodobne, to przecież jest fikcja literacka, więc można przymknąć na to oko. Więc o co mi chodzi? Czemu cały czas mam mieszane uczucia co do tekstu? Chciałabym przeczytać "Wizje" jeszcze raz, ale z narracją trzecioosobową. Może to uratowałoby całość i mogłabym powiedzieć, że jestem zadowolona w 100%. Nie potrafiłam wczuć się w postacie, ponieważ rozdziały, w których opowiadają o sobie, są według mnie sztucznie napisane. Kiedy czytałam rozdział pisany z męskiej perspektywy, czy to doktora ze szpitala psychiatrycznego, czy policjanta, który tę sprawę prowadził, to czułam w tym wszystkim kobietę. Od razu widać po stylu, że książkę napisała kobieta i całość jest opowiedziana przez nią, mimo tego, że bohaterami są mężczyźni. Autorka nie wczuła się w konkretną postać, tylko napisała wszystko jednym stylem, „na jedno kopyto”. Miałam wrażenie, że to ona czyta mi książkę, co mi się nie podobało. Dlatego wolałabym innego narratora. Może wtedy klimat tej powieści byłby lepszy. Czasami tak się zdarza i to nie jest pierwsza książka, w której narracja mi nie odpowiada. Ale poza tym lekturę uważam za udaną, ponieważ, mimo słabego wykonania, pomysł mnie zaciekawił. Na pewno na plus działa okładka. Grafik się postarał i wielkie brawa dla niego. 

Chciałabym przeczytać inną książkę autorki i tak sobie teraz myślę, że gdyby główną bohaterką była kobieta, i historia byłaby przez nią opowiadana, to mogłoby być ciekawie. Anna Krystaszek ma typowo kobiecy styl opowiadania, więc taka książka prawdopodobnie bardziej by mi się podobała. Ale skoro bohaterem jest mężczyzna, to musi być inny narrator. Takie jest moje zdanie. 
Dział: Książki

Atak na stację orbitalną Glenlyonu jest zbyt potężny, by Rob Geary mógł odeprzeć go z pomocą jedynego pozostałego niszczyciela. Oddziały piechoty kosmicznej pod dowództwem Mele Darcy muszą odpierać kolejne fale ataków podczas gdy genialna hakerka usiłuje włamać się do systemów nieprzyjaciela, aby dać ostatniemu glenlyońskiemu okrętowi wojennemu jakąkolwiek szansę na walkę.

Dział: Patronaty
środa, 06 kwiecień 2022 14:25

Zapowiedź: Płoń dla mnie

 

Książki Ilony Andrews gwarantują rewelacyjną lekturę.“

Patricia Briggs, #1 New York Times bestselling author

 

“Jedno z najwspanialszych piór w urban fantasy… Ilona Andrews to wszystko co najlepsze w gatunku“

Jeaniene Frost, New York Times bestselling author

 

“Andrews to po prostu "must read" bez względu na wszystko!“

Romantic Times

 

"Jeśli jest jakikolwiek autor, który definiuje Urban Fantasy, to jest nim Ilona Andrews. “

Fresh Fiction

Dział: Książki
czwartek, 17 marzec 2022 11:29

Frigiel i Fluffy. Upadły bóg

Dziesiąty zeszyt przygód nietypowej minecraftowej pary: człowieka Frigiela i jego wiernego psa Fluffiego oraz ich przyjaciół właśnie trafia w ręce czytelników. Poprzedni skończył się dość dwuznacznie. Lanniel zostało odzyskane, mieszkańcy uwolnieni, ale nie udało się odzyskać pradawnej magicznej tablicy. Dziadek Frigiela wskazuje nawet, że gdzieś czai się znacznie większe zło. Okazuje się, że opanowanie Lanniel było tylko częścią planu Landarusa, by zniszczyć wszystko. W tej walce pomóc może tylko wuj chłopca, który niestety trafił do więzienia. Dzieciaki muszą więc ruszać na poszukiwania.

Tym razem bohaterowie minecraftowego komiksu będą musieli zmierzyć się nie tylko z podróżą i licznymi pułapkami podczas wędrówki, ale także z pradawnym potworem, rodem z powieści Lovecrafta. Niczym w filmach z Indianą Jonesem przyjdzie im podążać do starożytnej piramidy, jednak nie skarb będzie tu celem, a uratowanie świata. Dość poważnie jak na komiks dla dzieci. Na szczęście nie znajdziemy tu krwawych scen, więc nie ma się o co martwić. To nadal komiks na poziomie młodszego czytelnika.

Na uwagę zasługuje grafika. Zauważalnie jest tu mniej kanciastej, minecraftowej maniery na rzecz bardziej delikatnych kresek czy też mimiki twarzy u bohaterów. To coś, co jednym się spodoba, a inni, choćby zagorzali fani Minecrafta mogą mieć z tym problem. Powstaje bowiem komiks, który aż za mocno odstaje od świata gry. Mimo wszystko uważam, że stylizacja graficzna wykonana przez Minte jest dobrana bardzo dobrze.

Autor kończy historię w dość dwuznaczny sposób. Z jednej strony otrzymujemy panele z informacją, że przygoda się nie kończy. Z drugiej: napis „koniec”, gdzie poprzednie tomy miały wzmiankę o ciągu dalszym. Czyżby miała to być ostatnia przygoda komiksowa Frigiela i Fluffiego?

Dział: Komiksy
poniedziałek, 21 luty 2022 12:50

Moonfall

 
„Jaki plan? Ocalić Księżyc, ocalić Ziemię.”
 
Jest coś w katastroficznych klimatach na dużym ekranie, że przyjemnie z mężem w nie wchodzimy, zwłaszcza jak przyczyny zagrożenia płyną z kosmosu. Dlatego z ciekawością wybraliśmy się na „Moonfall”, film wyreżyserowany przez Rolanda Emmericha („Uniwersalny żołnierz”, „Gwiezdne wrota”, „Dzień Niepodległości”, „Godzilla”, „Pojutrze”, „2012”). Tytuł natychmiast zdradzał, że tym razem w roli winnego obsadzony został Księżyc. Coś złego działo się z naturalnym satelitą Ziemi. Jak to zwykle bywało w tego typu produkcjach, początkowo nikt, z małym szaleńczym wyjątkiem, nie brał pod uwagę makabrycznego scenariusza zdarzeń.
 
Potem okazało się, że trzeba było postawić dosłownie wszystko na ratowanie naszej planety. Do akcji wkroczyli odmieńcy, ryzykanci, odrzuceni i zlekceważeni, gdyż standardowo, tylko w takich jednostkach drzemał wystarczający potencjał odwagi i determinacji. Przemierzali kosmiczną ścieżkę superbohaterów, nie z tytułu obdarzenia wyjątkowymi mocami, ale charakteryzowania się silnym poczuciem konieczności wypełnienia misji. Spodobało się nam wprowadzenie do zaplecza życiowych doświadczeń kluczowych postaci, sprawne i szybkie przedstawienie ich przeszłości, podkręcenie skrajnych emocji. Podczas odkrywania zagrożeń ze strony tego, co makabrycznie przytrafiało się Księżycowi, a w konsekwencji Ziemi, stawiali wszystko na jedną kartę.
 
Film nie patrzył na naukowe podstawy, wojskowe możliwości, psychologiczne uzasadnienia. Nie miało to być dzieło, które trzymało się sztywnych i ograniczających w fantazjowaniu ram. Niemal na każdym kroku wyłapywaliśmy niekonsekwencje, absurdalności, spłycenia, uproszczenia, łatwe następstwa, powielone wzorce. Jednak właśnie w takiej lekkiej i niezobowiązującej konwencji film miał dostarczyć luźną rozrywkę. Coś na kształt pastiszu stylu rozpaczliwej walki o świat, zabawy z dużym przymrużeniem oka, dwugodzinnego resetu od zwykłej codzienności. Postawiono na wiele efektów specjalnych, ekscytujących ujęć i spektakularnej demolki. Stworzono bogatą mieszankę nawiązań do różnych, mniej lub bardziej znanych, lub udanych, filmów SF. Można było powiedzieć, ale to już było. Inna sprawa, podano w szalenie uproszczonej formie. Współczesne komercyjne filmy coraz bardziej umniejszają inteligencję i wyobraźnię widza.
 
Wszystko wsparte dobrze dobraną ścieżką dźwiękową, niezbyt wymagającą, ale wystarczającą. Jeśli chodzi o grę aktorską, to najbardziej przekonująco wypadł John Bradley jako KC Houseman, miłośnik teorii spiskowych. Przyciągał komiczną kreacją, humorystycznym ubarwianiem scen i puentowaniem sytuacji. Oscarowa Halle Berry nie imponowała, ogólnie rzecz biorąc postać Jocindy Fowler, pracownicy NASA wysokiego szczebla, nie wykraczała poza schemat tego typu portretów. A Patrick Wilson nadał Brianowi Harperowi, byłemu astronaucie, charakterystycznego pazura. Fabułą film nie wykraczał poza ratunkową kosmiczną misję i widowiskowe zdarzenia na Ziemi. Natomiast pozytywnie zaskoczył odpowiedziami, co stało się z Księżycem, dlaczego wszedł na kurs kolizyjny z Ziemią, co skrywało jego wnętrze, jakie pojawiły się konsekwencje dla ludzkości.
 
 
Dział: Filmy