Rezultaty wyszukiwania dla: SPI
Fandom
Kiedy byliśmy młodsi (a często i w późniejszym wieku) mieliśmy swoich idolów- bohaterów książki, piosenkarzy, aktorów. Wiedzieliśmy, że nigdy nie dostaniemy nawet najmniejszej szansy na poznanie obiektu swoich westchnień, ale mimo to spędzaliśmy długie godziny na wyszukiwaniu informacji o ich życiu, a także... marzeniach. Jakby to było, gdybyśmy choć na jeden dzień mogli się przenieść gdzieś, gdzie nasz idol przebywa na co dzień? A gdyby tak można znaleźć się wśród bohaterów książki, która skradła nam serce...? Niewinne marzenie. Ale! Czasem naprawdę trzeba uważać na to, czego sobie życzymy.
Violet miała obsesję na punkcie książki Taniec na szubienicy. Bohaterowie owej powieści żyli w Londynie z przyszłości -XXII wiek. Podzieleni ze względu na swoje niedoskonałości, stworzyli dwie grupy: Niedosków, czyli osób posiadających różnorodne skazy w wyglądzie (a znaleźć się w tej grupie nie było trudno, wystarczyło mieć maleńki pieprzyk na policzku bądź krzywe zęby) oraz Genuli- istot doskonałych, pięknych w każdym calu. Oczywiście Violet wzdychała do głównego bohatera Tańca..., idealnego Genula, który zakochał się w Rose, przynależącej do obozu wroga. Dla niej postanowił porzucić dotychczasowe środowisko, walcząc o zaprzestanie podziałów. Którz nie oddałby serca tak altruistycznej postaci...?
Szansę na poznanie odtwórcy głównego bohatera pojawia się, gdy aktor potwierdza swój udział na Comic Conie; dziewczyna wraz z przyjaciółkami: Alice (równie wielką fanką powieści), Katie (wciąż zastanawiającą się, co takiego widzą w owej lekturze dziewczyny) i młodszym bratem, Nate'em (zafascynowamym postacią Thorna, przewodniczącego grupie zbuntowanych Niedosków) wyrusza na spotkanie swej "wielkiej miłości". I tutaj powtórzę ponownie- uważajcie, o czym marzycie. Cała czwórka ląduje bowiem w Londynie z powieści, a że przyczynili się do śmierci Rose, Violet musi zająć jej miejsce, aby opowieść mogła się toczyć swoim rytmem. I aby mogli powrócić do domu.
Nim zabrałam się za lekturę Fandomu, miałam nieco mieszane uczucia. Skusił mnie opis, jednak obawiałam się, że może być utworem tchnącym nastoletnią naiwnością, delikatnym, a tym samym nieco nudnym. Ukazującym jedynie pozytywne aspekty rzeczywistości, może naiwnym i przede wszystkim kończącym się spektakularnym happy end'em. Gdy rozpoczęłam moją przygodę z czwórką przyjaciół, i tak jak oni trafiłam do niebezpiecznego otoczenia, wciągnęłam się w książkę całą sobą. Ta lektura porywa, zdecydowanie! I tak moje obawy poszły precz.
Nawet nie odczujecie, że bohaterowie to młodzież; lądując w takim miejscu, jak Londyn podzielony na dwa wrogie obozy szybko musieli porzucić wizję bezpiecznego domu oraz ciekawej przygody. Nikt się z nimi nie cackał, musieli dbać o swoje życie (a zawisnąć tam jest bardzo łatwo). Nie mieli sprzymierzeńców, a do tego spadło na nich najważniejsze zadanie- zastąpić Rose. Innymi słowy, Violet w tydzień (!) musiała rozkochać w sobie Willow'a. Od tego zależał nie tylko ich powrót do domu, ale również życie wielu Niedosków. Od początku jednak nic nie szło po ich myśli, a serce głównej bohaterki coraz silniej biło dla Asha, drugorzędnej postaci Tańca na szubienicy.
To nie jest love story, jak moglibyśmy się spodziewać na początku. To książka o odwadze, sile i owszem, miłości, ale nie tej, która łączy kochanków. To miłość do życia, szacunek dla wielu istnień. Ta opowieść to walka dobra ze złem, z tym, co niewłaściwe. Violet okazała się osobą, na którą Niedoskowie czekali od wielu lat. To ona poczuła się z nimi jednością, wrażliwa na krzywdy, jakie wyrządzali im Genule. To ona wreszcie pojęła, kto tak naprawdę się liczy. Kto ma w sercu bezwarunkową miłość oraz odwagę. Nie można jej nie polubić; stawiam ją na równi z innymi bohaterkami, takimi jak choćby Katniss czy Tris (o czym zresztą wielokrotnie wspominają postacie książki).
Fandom jest lekturą pełną zwrotów akcji. Bardzo istotne jest to, że dochodzi do pewnego przenikania się światów, przez co dziewczyna nie do końca wie, na ile ma halucynacje, a na ile pewne wydarzenia są prawdą. Czytelnik również zostaje wywiedziony w pole- w pewnym momencie myślałam, że to wyłącznie zwidy wywołane śpiączką. Ale nie. Do tego Violet dość boleśnie przekonała się o tym, w jak niewielkim stopniu liczy się długoletnia przyjaźń w stosunku do spełnienia marzeń. Tu jednak również czekało mnie niemałe zaskoczenie.
Jestem zakochana w tej książce. Autorka wykonała kawał świetnej roboty, z detalami opisując codzienność Niedosków oraz Genuli. Nigdy nie chciałabym tam trafić! Stworzyła bardzo ludzkie postacie, błądzące, krzywdzące, ale i pełne odwagi. Aż chciałoby się poznać bohaterów w realnym życiu! Ponadto nic tam nie jest takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka, a pojawienie się czwórki przyjaciół w fabule książki zostało z góry zaplanowane... i ktoś miał w tym swój własny cel.
Nie zawiedziecie się. Sięgając po Fandom, czekają Was godziny spędzone na świetnej lekturze, a może i zarwana noc. Aż zastanawiam się, czy kontynuacja książki byłaby dobrym pomysłem, czy raczej zepsułaby całość? Cóż, tego być może się nie dowiem. Ale Wy nie straćcie szansy na zapoznanie się z literackim dzieckiem Anny Day!
The Word of Lore: Potworne istoty
Wampiry, wilkołaki, duchy, zombie, opętani... ile to już razy mieliśmy do czynienia z tego typu istotami nadprzyrodzonymi, czy to w literaturze, grze, komiksie czy filmie. Dzisiaj, w czasach, gdy fantastyka ma się nad wyraz świetnie, wielu twórców śmiało korzysta z legend, czy opowieści minionych czasów, gdy bardzo raczkująca medycyna oraz wierzenia ludzi powoływały do życia liczne potwory i zjawy. Można by powiedzieć, że na te stworzenia już definitywnie wyczerpano pomysły. Nic bardziej mylnego. Aaron Mahnke udowadnia, że można wycisnąć z tematu wampirów, duchów czy wilkołaków jeszcze sporo!
The Word of Lore: Potworne Istoty to fascynująca, literacka podróż po świecie pełnym przerażających monstrów z legend i... rzeczywistości. Mieszkają w cieniu – w głębi lasu, w mroku nocy, w ciemnych zakamarkach naszych umysłów. Mówią o nich legendy i przesądy, średniowieczne zabobony i bajania przekazywane z pokolenia na pokolenie. W tej pięknie ilustrowanej – przez M.S. Corleya – książce gospodarz bestsellerowego podcastu „Lore” i serialu jest naszym przewodnikiem w fascynującej podróży po historii tych przerażających stworów, badającym nie tylko legendy, ale także to, co one mówią o nas samych. Aaron Mahnke prowadzi nas na odludne tereny Pine Barrens w New Jersey, zamieszkiwane przez osławionego diabła o czerwonych ślepiach. Pokazuje potworne przypadki kanibalizmu – niektóre oficjalnie udokumentowane, inne będące jedynie wytworem wyobraźni... być może. Odwiedza słabo oświetlone pokoje, w których odbywają się seanse spirytystyczne, europejskie wioski nękane przez gremliny, a nawet Key West na Florydzie, siedzibę demonicznej lalki imieniem Robert. W swojej książce Aaaron Mahnke uświadamia nam, że czasem prawda jest bardziej przerażająca niż najbardziej wyszukane fantazje.
Muszę przyznać, że naprawdę dawno nie czytałem z tak zapartym tchem książki... bądź co bądź, dokumentalnej. Autor w bardzo interesujący i ciekawy dla czytelnika sposób pokazuje różnorakie przypadki spotkania fantastycznych istot w naszym życiu, nie tylko przeszłym ale też całkiem współczesnym. Potworne istoty to dawka legend, opowieści przekazywanych niegdyś z pokolenia na pokolenie, a także zaskakująco silnych dowodów na to, że ludzie na codzień spotykają wampiry, diabły czy zjawy. Jest to nie lada gratka dla wszystkich fanów tego typu zjawisk, w tym oczywiście mnie!
Książka napisana jest w bardzo przyjemnym stylu, pochłania się ją niesamowicie szybko i przyjemnie, a znakomite ilustracje, o których już była wcześniej mowa, są swoistą wisienką na torcie. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak serdecznie polecić Wam książkę!
Piła. Dziedzictwo
Czy seria koniecznie musi skończyć się wraz ze śmiercią jej głównego bohatera? A może jednak główny bohater wcale nie umarł? No ale skoro nie umarł, to kto wylądował na sekcyjnym stole?
Piła Dziedzictwo to według mnie najlepsza część serii. Jigsaw znów atakuje, organizując swoją krwawą grę. Tylko kim jest Jigsaw, skoro John Kramer nie żyje? Ma naśladowcę, czy jednak udało mu się przechytrzyć policję i sfingować swoją śmierć? Przed takim pytaniem stają śledczy badający sprawę kolejnych morderstw. Ofiary mają na ciele nie tylko oznaki uczestnictwa w grze Jigsawa, ale także jego DNA...
Ósma część cyklu nie stanowi opowieści oderwanej od poprzednich części. Wręcz przeciwnie, ktoś, kto nie oglądał Piły wcześniej będzie miał problem w odnalezieniu się w niuansach tej opowieści. Autorzy nawiązują do wcześniejszych wątków, motywację Jigsawa tłumacząc bardzo pobieżnie. Ewidentnie celem twórców było stworzenie filmu dla fanów i to fanów zwracających uwagę na szczegóły. Historia opowiedziana jest przy tym w taki sposób, iż do ostatnich minut filmu, tak naprawdę nie wiadomo, jak to możliwe, że John Kramer znów działa, a jednocześnie z każdą kolejną zagadką nie sposób jest nie docenić jego morderczego geniuszu oraz nie gardzić jego ofiarami coraz bardziej. Twórcy jednocześnie nie epatują krwią. Owszem - jak to po grze Jigsawa - jej uczestnicy najlepiej po zakończeniu gry także nie wyglądają, krew jednak nie leje się strumieniami, zaś sama gra jest (w całej swej brutalności) wyrafinowana. Nie sama gra intryguje. Opowieść bowiem prowadzona jest tak, że do końca nie jesteśmy pewni, co się dzieje, kto podszywa się za Jigsawa, a nawet zaczynamy mieć pewność, że nie podszywa się nikt. Winnymi zdają się być kolejni bohaterowie i gdy już wydaje nam się, że wszystko wiemy, akcja zmienia swój bieg.
Wśród aktorów grą wyróżniają się dwaj panowie - Matt Passmore, wcielający się w rolę Logana Nelsona oraz Tobin Bell - jedyny i niepowtarzalny John Kramer/Jigsaw. To oni nadają klimat całości, chociaż trzeba przyznać, że pozostała obsada, jak na horror, również aktorsko dała radę. Dzięki temu całość naprawdę dobrze się ogląda.
Okres ośmiu lat od nakręcenia poprzedniej części twórcy spożytkowali bardzo dobrze. Piła. Dziedzictwo jest spójna, historia ma sens (aczkolwiek staje się on jasny dopiero pod koniec filmu), wciąga, intryguje. W filmie brak jest słabych elementów. Gra aktorska, muzyka, scenografia - nic z tych rzeczy nie drażni, a to w większości one potrafią najbardziej zepsuć przyjemność oglądania. Jeśli zatem jesteś fanem serii - obejrzyj koniecznie, jeśli serię znasz, też zachęcam, jeśli Piłę dotąd obchodziłeś bokiem, rozważ wieczór z wszystkimi siedmioma poprzednimi częściami, bo dla ósmej warto czasem obejrzeć nawet i słabszą część.
Wywiad z Magdaleną Kuydowicz
Zapraszamy do wywiadu z panią Magdalena Kuydowicz, pisarką, teatrologiem, dziennikarką, która niedawno wydała nakładem Wydawnictwa Prószyński i S-ka książkę pt. "Stało się". O książce możecie przeczytać --> TUTAJ, a poniżej zamieszczamy wywiad, który został przeprowadzony z autorką przez naszą recenzentkę, pania Justynę Gul.
Atlantis Rising 2: Miasto demonów
Już za miesiąc ukaże się tom drugi Atlantis Rising nakładem Wydawnictwa Drageus Publishing House. Secretum.pl ma przyjemnośc patronować Miastu demonów.
Ludzkość przegrała wojnę z demonami. Garstka wraz z Elan uciekła i schroniła się na wyspie, z dala od wrogich hord. Jednak nawet tam nie było ucieczki przed zagrożeniem. Po drugiej stronie świata demony zmieniły bowiem dawną stolicę Ziemi we własne siedlisko. Lemuria, ostatni bastion ludzkości, stał się symbolem triumfu sił piekielnych i potężnej magii.
Naznaczeni Błękitem
Nowe pokolenie młodych czytelników ma okazję poznać cykl „Kroniki Drugiego Kręgu” Ewy Białołęckiej, pierwszej damy polskiej fantasy dla młodzieży.
Głuchoniemy Kamyk ‒ pseudonim Smoczy Jeździec, Nocny Śpiewak porośnięty długą sierścią, Jagoda albinoska ‒ każdy boryka się z własną niedoskonałością, ucieka przeznaczeniu i szuka indywidualnej drogi. Bohaterowie są obdarzeni magicznym talentem, jednak muszą za swoje uzdolnienia zapłacić kalectwem. To książka o dorastaniu, przyjaźni i szukaniu drogi w świecie.
Prowokacja
Czwarty tom "anielskiej" serii rozpoczyna się na rajskiej wyspie Zefira, gdzie bohaterowie ukryli się po odbiciu Evie z rąk Brennusa. Niestety drużyna Evie nie ma zbyt wiele czasu na odpoczynek.
Melodia Litny
Wilczy kieł dla morderców, byczy róg dla gwałtowników, wężowy język dla stręczycieli – magiczne tatuaże piętnujące zbrodniarzy wszelkiej maści. Czy odważysz się poznać wyklętych?
Wkraczającym na rozdroża cienistego szlaku nie dane jest rozkoszować się sielankową aurą czy towarzystwem śmiałków bez skazy. To przede wszystkim kręgi napiętnowanych morderców, rabowników czy nierządnic. Łgarstwa, spiski i walka o wpływy – oto codzienność Bastionu.
Manitou
Harry Erskine pracuje jako wróżbiarz; przepowiadanie wyssanej z palca przyszłości starszym damom jest jego sposobem na utrzymanie się na jako takim poziomie materialnym. Co prawda kiedyś, w dzieciństwie, miał styczność z duchami, jednak mężczyzna woli trzymać się utartej, acz znacznie bezpieczeniejszej ścieżki wróżbiarstwa. Do czasu, aż do jego drzwi puka Karen Tandy, siostrzenica jednej z jego klientek. Kobieta ma dość osobliwy problem- na jej szyi pojawiła się nieustannie rosnąca narośl, która w dodatku pod wpływem dotyku... porusza się. Lekarze nie wiedzą co to, a badanie wykazuje, iż wewnątrz monstrualnego guza rośnie płód. Mimo wszystko podejmują się operacji, nie mając pojęcia, iż w ciele tej młodej kobiety rozwija się najgroźniejszy, pradawny indiański szaman, imieniem Misquamacus. Duch pragnie zemścić się na białym człowieku za męki swojego ludu...
Przed Erskinem nie lada wyzwanie; musi stanąć do walki o życie całego Manhattanu, a wraz z nim współczesny szaman, Śpiewająca Skała. Czy mężczyźni mają jednak jakiekolwiek szanse w starciu z pradawnym złem... ?
Lata temu jeszcze nie wiedziałam, że horrory staną się moim ulubionym gatunkiem zarówno literackim, jak i filmowym. A wszystko zaczęło się od niepozornej (okładkowo, oczywiście) książki pt. "Anioł Jessiki", autorstwa Mastertona właśnie. Jako że wówczas moja publiczna biblioteka miała jeszcze pewne braki, udało mi się znaleźć zaledwie dwie książki pisarza, który porwał mnie do świata grozy. Z biegiem czasu (i każdą kolejną odwiedzaną biblioteką) miałam na swoim czytelniczym koncie już więcej lektur pana Grahama Mastertona. I wciąż mi mało. Cykl "Manitou" również znałam wcześniej, choć po tylu latach od lektury fabuła zatarła się w pamięci. Dlatego też bardzo ucieszyłam się na wieść, iż wydawnictwo Albatros postanowiło wznowić niektóre z jego książek.
Pewność, że biorę do ręki kawał dobrej, mrocznej historii, to jedno; gdybym nie kojarzyła owego tytułu, zapewne i tak skusiłabym się na tę pozycję. Tym razem okładka wyszła wydawnictwu znakomicie! Przyciąga wzrok, poniekąd nawiązując do toczących się wewnątrz wydarzeń.
We wspomnianej serii nie napotkamy nawiedzonych domów, demonów czy zombie; Graham Masterton skupił się na czymś bardziej nietuzinkowym- magii Indian. Czymś, co dla "bladej twarzy" jest ogromnym niebezpieczeństwem. Autor jasno podaje nam powód zemsty Misquamacusa- za każdego zamordowanego, znieważonego czy wygnanego z własnego terytorium Indianina poniesie śmierć jeden biały człowiek. Tym lepiej czyta się książki, które za przyczynę nadnaturalnych ataków podają racjonalne pobudki. Mimo tego, że indiański szaman (a raczej jego wciąż nienarodzone w nowym wcieleniu manitou) nie wie, jak obecnie wygląda sytuacja jego współbraci, to postanawia wziąć odwet za lata krzywd.
Manitou czyta się bardzo dobrze; akcja prze do przodu, a my wciąż zastanawiamy się, czym może być tajemnicza dolegliwość Karen Tandy. Nie brakuje mrocznych wydarzeń, zabójstw i krwawych scen, które właściwie są charakterystyczne dla tego pisarza. Średnia objętość tejże powieści grozy (niecałe trzysta stron) sprawia, że przy odrobinie chęci oraz wolnego czasu można ją pochłonąć w kilka godzin. A jeżeli już zaciekawił nas tom rozpoczynający całą serię, to najlepiej od razu zaopatrzyć się w część kolejną, aby zbytnio nie tęsknić. I podtrzymać atmosferę zagrożenia...
Nazwisko Mastertona na pewno nie jest Wam obce. Pewnie nie raz natknęliście się na niego przy okazji odwiedzin w bibliotece, a może podczas wirtualnego spaceru po blogosferze. To nie tak, że jest o nim głośno; myślę, iż ów autor ma już zapewnioną pozycję na rynku literackim, która nie pozwala obojętnie przejść obok książek jego autorstwa. Przed nami jeszcze kilka części serii Manitou, dlatego z całego serca zachęcam Was do rozpoczęcia swojej przygody z Harrym Erskine'em już teraz. Żebyście potem nie żałowali...
Relacja z Targów Fantastyki w Warszawie
Sezon targów i konwentów można uznać oficjalnie za otwarty. W weekendy 17-18 marca w Warszawie odbyła się trzecia już edycja Targów Fantastyki. Byliśmy tam i my, oglądając oferty wystawców, podglądając graczy w games roomie oraz oczywiście uczestnicząc w spotkaniach z pisarzami. Oto jak prezentowała się sobota.
Cuda widzę, czyli stoisk szał
Tegoroczna edycja targów, podobnie jak poprzednia, odbyła się w Domu Towarowy Bracia Jabłkowscy. Przybyło ponad 100 wystawców, zajmujących całe pierwsze i znaczną część drugiego piętra. Można było zaopatrzyć się w koszulki z nadrukami, torby, skórzane akcesoria i biżuterię. Dopieszczeni mogli poczuć się także fani klimatów gotyckich i steampunku, nie zabrakło bowiem gorsetów, sukni i ręcznie szytych dodatków. Uwagę przykuwało duże stoisko z figurkami Funko POP oraz gadżety dla fanów mangi i kotów.
Ciekawą inicjatywą były stoiska wikińskie i japońskie. Na pierwszym za kilka złotych można było wylosować własną runę, a na drugim dostać wykaligrafowany dowolny tekst. Niesamowite wrażenie robiły także stare mapy i... ptasie czaszki!
Spotkania z autorami
Mimo że Targi Fantastyki to stosunkowo młoda impreza, pojawili się na niej czołowi pisarze polskiej fantastyki. W sobotę odbyło się spotkanie twórców i redakcji magazynu „Felix” oraz dyżury autografowe Mai Lidii Kossakowskiej, Jarosława Grzędowicza, Jacka Komudy i Sławomira Nieściura.
Głównym punktem dnia było spotkanie z Maciejem Parowskim, Bogusławem Polchem i Jackiem Rodkiem, czyli twórcami komiksu Funky Koval (i nie tylko, rzecz jasna). Pierwszy odcinek o przygodach kultowego bohatera ukazał się 36 lat temu, można więc stwierdzić, że obchodzi właśnie podwójną osiemnastkę. Między innymi z tego względu spotkanie zostało zwieńczone tortem. Nie zabrakło także wystawy pojazdów, których autorem jest Tomasz „Cieniu” Kowalski.
Podczas ponad godzinnego spotkania autorzy opowiadali nie tylko o samym komiksie, jego genezie i ciekawostkach z nim związanych, ale także poruszyli wiele tematów pobocznych. Pojawiła się kwestia wejścia Kovala na rynek amerykański, a nawet jego ekranizacji (chociaż warunki wstępne zaproponowane przez Amerykanów okazały się dalekie od ideału). Fani Wiedźmina z pewnością z przyjemnością wysłuchali historii o tym, jak powstawał komiks na podstawie powieści i jak układała się współpraca Parowskiego i Polcha z Andrzejem Sapkowskim. Na koniec Panowie opowiedzieli o ostatnich filmach fantasy i sci-fi, które im się podobały i o tych, które w ogóle nie przypadły im do gustu.
Z kolei w niedzielę odbyła się oficjalna premiera najnowszej powieści Michała Gołkowskiego Spiżowy gniew (ponownie można było załapać się na torcik). Pojawiły się także autorki: Aneta Jadowska, Martyna Raduchowska i Aleksandra Janusz.
Nie tylko zakupy, nie tylko książki
Na zmęczonych i wygłodniałych na parterze czekała strefa gastro z jedzeniem i kawą. Tu mała uwaga – przydałyby się w niej miejsca siedzące. Zorganizowano tu także wystawę malarstwa Małgorzaty Bańkowskiej. Z kolei na samej górze, przy stoiskach wystawców z grami, przygotowano stoły do gry. Dla dzieci stworzono strefę zabaw Kids Zone, a chętni mogli także uczestniczyć w warsztatach origami.
Podsumowanie
Targi Fantastyki uważam za bardzo udane. Z jednej strony pojawiło się wielu interesujących wystawców, z drugiej panowała świetna atmosfera i nie brakowało różnorodnych tematycznych atrakcji. Oby tak dalej!