×

Ostrzeżenie

JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 3507.

Rezultaty wyszukiwania dla: SPI

poniedziałek, 11 marzec 2019 18:45

Dziewczynka z atramentu i gwiazd

Każdy z nas nosi ze sobą mapę swojego życia . Mamy ją na skórze, w sposobie poruszania się, a nawet w tym, jak rośniemy i dojrzewamy.

Kiran Milwood Hargrave zabierana przez rodziców w wiele podróży po świecie, trafiła pewnego razu na La Gomerę, jedną z siedmiu Wysp Kanaryjskich. Tam podziwiając nie tylko piękne wulkaniczne krajobrazy, poznawała również mitologię Guanczów i zastanawiała się, jakby to było stać i patrzeć na te wszystkie dziwne wytwory natury, zastygłe jęzory lawy, martwe lasy i nie mieć świadomości, skąd, ani dlaczego powstały.

Tak narodził się świat Isabelli, córki kartografa z wyspy Moya. Dom Riosse niesie ze sobą gorzko-słodki posmak. Każdy odnajdzie w nim odrobinę własnego świata. Rodzina bowiem doznała strat, nie ma w nim już Ma i Gabo, mamy i brata Isy, ale jest pasja tworzenia map, zapach papieru i atramentu, wspólne marzenia ojca i córki o podróżach i jest, co najważniejsze, miłość i troska o drugą osobę. W Gromerze bowiem panuje dyktat Gubernatora, który jak za czasów kolonialnych, twardo i bez skrupułów wyzyskuje miejscową ludność, a w takich warunkach, ciężko nie poddać się smutkowi i zniechęceniu. Isabella pomimo radość odnajduje w spędzaniu czasu z przyjaciółmi - rosłym Pablem, zadziorną kura Panią La i koleżanką z klasy, Lupe, córką nielubianego Gubernatora. Dni toczyłyby się dla wszystkich jednakowo, gdyby nie dziwne znaki, które, jak mawia Masha, matka Pabla, zwiastują katastrofę; zwierzęta uciekają z wyspy i się topią, a jedna z uczennic wioskowej szkoły, ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Minorowe nastroje urastają do buntu przeciwko Gubernatorowi, gdy ten lekceważy śmierć dziewczynki i próbuje uciec z wyspy. Przyjaźń Isabelli i Lupe zostanie wystawiona na próbę, tym trudniejszą, że w ich życie i życie całej społeczności wmiesza się mityczny demon Yota.

Motyw kartografii w powieści, pani Hargrave zaczerpnęła z własnego dzieciństwa, gdy wodziła palcem po mapach wielkiego atlasu i wymyślała zabawy w miejscach, gdzie się akurat zatrzymał jej wzrok. Ta więź między dzieckiem a rodzicami, która nawiązuje się, gdy łączy ich wspólna pasja, przebija przez całą książkę. Jednak to przyjaźń jest motywem przewodnim. To ona bowiem pcha Lupe do karkołomnej wyprawy w głąb wyspy, by udowodnić Isabelli, że nie jest tak samo zepsuta, jak jej ojciec, i to ona pcha Isabellę na ratunek przyjaciółce. Ich wspólne zmagania z przeciwnościami, które na ich drodze będzie stawiał demon Yote, pozwolą odrodzić się całej wyspie Moya na nowo.

Należy zwrócić uwagę, że „Dziewczynka z atramentu i gwiazd” to powieściowy debiut Kiran Milwood Hargrave. Jak na osobę tak młodą i niedoświadczoną pisarsko, umiała wyjątkowo plastycznie zaprezentować swój świat. Na tyle mocno odrysowała La Gomerę w Moyi, że czytając powieść czułam fale ocenu i przesypujący się czarny piasek między palcami. Ta obrazowość urzekła mnie od pierwszych stron książki. Przywołała wspomnienia z własnych podróży. Miłe było również odkrywanie krok po kroku, że Yota to Guayota, o którym i jego Tibicenach, szukałam tak niedawno informacji, czytając „Zamęt nocy” Patricii Briggs.

Jednak nie wszystko jeszcze jest dopracowane. Przez całą powieść drażniły mnie dialogi, które były trochę toporne i sztywne, proste i nie tchnęła z nich lekkość. Zdecydowanie nad nimi autorka musi popracować. Druga część fabularna, ta związana w szczególności z wędrówkami Isabelli i Lupe po czeluściach Moyi,  przytłoczone są przez nadmierną ilość wydarzeń  dziejących się na raz. To nierówne tempo, wywołuję trochę chaosu.

„Dziewczynka z atramentu i gwizd” to powieść o przyjaźni i odpowiedzialności, ale przede wszystkim o tym, by być dla siebie nawzajem inspiracją. Arinta, legendarna bohaterka, prowadziła Isabellę odważnie przez życie, dawała jej odwagę, natomiast Isabella dała Lupe powód, by ta udowodniła, że jest szlachetną i dobrą dziewczynką. Czasem ktoś musi wyjść ze swego kokonu konformizmu, inaczej całe społeczności mogą legnąć w gruzach.

Dział: Książki

Zainspirowani magazynem „Heavy Metal” i filmami Johna Woo, Kevin Eastman i Simon Bisley prezentują mroczniejszą wersję Wojowniczych Żółwi Ninja. Spodziewajcie się krwawej jatki, mistrzowskich rysunków i nieustającego terkotu absurdalnie wielkich karabinów maszynowych. W użyciu będą też noże, miecze, granaty ręczne, nabijane gwoździami pałki i kij hokejowy. Kałabanga!

Dział: Komiksy

NADCHODZI CZAS SUPERBOHATEREK!

65 kobiet, które zmieniły losy wszechświata
Dzielne dziewczyny, kosmiczne babki, nieustraszone damy, brawurowe bohaterki. W lutym br. wydawnictwo Egmont przygotowało wielką gratkę dla wszystkich fanów Uniwersum Marvela, ale i każdej kobiety, która codziennie pokazuje swoje superbohaterstwo. Do księgarń trafiła bardzo kobieca książka - Marvel. Superbohaterki, przedstawiająca uniwersum osobowości, moce i legendarne historie niezliczonych superbohaterek od lat inspirujących całe pokolenia czytelników.

Dział: Książki
czwartek, 28 luty 2019 21:46

Nowości od Lacerta

Premiera Patchwork Doodle coraz bliżej - już w marcu.
Nowość z serii kołderkowej tym razem w odsłonie bardzo popularnej ostatnio mechaniki roll & write - wykreślanki.

Tą edycją Patchworka będziecie mogli się cieszyć w większym gronie niż standardowo (tylko we dwoje) - ograniczać Was będzie jedynie ilość ołówków (lub kredek!) i miejsca przy stole!

Dział: Bez prądu
niedziela, 24 luty 2019 09:00

Zły Król

Dobijamy do brzegu. Wyskakuję, czuję lodowatą wodę na łydkachi czarne skały podstopami. Chwilę potem łódź się rozpada, przestaje ją bowiem spajać czar rzucony przez Karakana. Smok leci na północ, żeby się rozejrzeć za następnymi robotnikami.
Ja i Karakan kładziemy każdego ze śmiertelnych do łóżka, czasem obok śpiącej kobiety; wówczas pilnujemy się, żeby jej nie obudzić brzękiem rozsypanego złota. Czuję się jak czarodziejka z bajki, gdy tak się zakradam do czyjegoś domu; mogłabym spić z mleka śmietankę lub zaplątać dziecku kołtun we włosach.

Sięgając po „Złego króla” Holly Black nie spodziewałam się zbyt wiele. Oczekiwałam lekkiej historii miłosnej zabarwionej elementami fantastyki i jako taką fabułą – jak to zwykle bywa w książkach młodzieżowych. To co dostałam przeszło jednak moje najśmielsze oczekiwania. Holly Black kreuje bowiem świat jakiego nigdy wcześniej nie widziałam, gdzie elfy nie są przedstawione jako magiczne, dobre i piękne stworzenia. Elfy w świecie Holly może i są piękne, ale są równie albo nawet i bardziej okrutne. Zabawiają się śmiertelnikami, a nawet samymi sobą. Ponadto sama fabuła jest zupełnie inna od tych, które zwykle można spotkać w tego typu powieściach – pełna intryg, walk i wartkiej akcji. Nic co przypominałoby ckliwe wzdychania głównej bohaterki to jakiegokolwiek innego bohatera tej książki. Nic co mogłoby nudzić. Ale może zacznę od początku.

Jude jest śmiertelniczką wychowaną w krainie elfów przez swojego ojczyma – Głównodowodzącego Wojsk Elysium – Madoka. Przez całe swoje dzieciństwo była poniżana, traktowana bez szacunku i z okrucieństwem ze strony elfów ze względu na swoje ludzkie pochodzenie. Dlatego teraz kiedy stała się seneszelem nowego króla Cardana musi bardzo się bardzo pilnować, żeby władza nie uderzyła jej do głowy. Zwłaszcza, że obecne stanowisko to tylko przykrywka dla jej prawdziwej funkcji – to ona przez rok i jeden dzień zarządza królestwem. Dziewczyna jest zawzięta, pewna tego, co robi i dąży do celu – ostatecznie w końcu kiedyś w przyszłości będzie chciała posadzić na tronie swojego młodszego brata Dęba. Co podoba mi się w Jude? To, że nie jest niezniszczalna. Holly Black wykreowała główną bohaterkę bez żadnych supermocy, które zawsze wyciągną ją z problemów. Nie ma magii, którą posiadają elfy, jest od nich słabsza pod względem niektórych cech fizycznych (np. nie widzi w ciemności). Za to Holly dała jej spryt, charyzmę, upartość i najważniejsze – umiejętność kłamania, które dostatecznie niwelują jej inne braki.

Kolejny plus „Złego króla” to kreacja elfów. Nie są przedstawione jako lukierkowe, magiczne stworzenia, które są majestatycznie piękne i emanujące spokojem. Oj nie. Elfy w tej powieści są okrutne. Potrafią manipulować tylko po to, żeby kogoś skrzywdzić i zwykle nie po to, by osiągnąć przy tym jakiś cel, lecz dla samej krzywdy. Miła odmiana po tak wielu innych pozycjach książkowych, gdzie elfy są po prostu… nudne. Choć niestety sam elfi król nie przypadł mi do gustu. Cardan być może nie chciał zostać królem, być może nie chciał panować. Ale poszedł na ten układ więc od czasu do czasu powinien zachowywać się jak władca, a nie rozkapryszony pięciolatek. Jego charakter jest mocno irytujący, a zagrania wręcz nielogiczne.

Ostatnim, chyba największym dla mnie plusem, o którym nie mogę za wiele powiedzieć jest zakończenie. Było dla mnie tak wielkim zaskoczeniem, że przez chwilę siedziałam w fotelu z jednym wielkim „WTF?!” wypisanym na twarzy. I wprost nie mogę się doczekać kolejnej części, żeby przekonać się jak Jude poradzi sobie z tą sytuacją.

Czy widzę jakieś minusy tej powieści? A i owszem. Była zdecydowanie za krótka. Lekkie pióro Holly Black sprawia, że książkę czyta się naprawdę bardzo szybko i przyjemnie. Nawet nie wiedziałam, kiedy minęło mi te 392 strony. Dlatego z czystym sumieniem mogę tę książkę polecić absolutnie wszystkim. Bez względu na wiek, czy zainteresowania. Bo powinna się spodobać każdemu.

 

Dział: Książki
czwartek, 21 luty 2019 18:07

Strzeżcie się, olbrzymy!

Powieść poleca Jeff Smith, twórca serii komiksowej Gnat
Urocza, pełna humoru opowieść o fantastycznej przygodzie!

Dział: Patronaty
środa, 20 luty 2019 22:17

Siostry

Twórczość Bernarda Miniera pokochałam już lata temu, gdy w Polsce pojawiła się jego pierwsza książka, „Bielszy odcień śmierci”. Ta powieść tak mocno mnie urzekła, że potem z utęsknieniem wyczekiwałam każdej kolejnej pozycji tego autora, a podczas targów książki byłam jedną z pierwszych osób w kolejce po autograf. Mojej radości nie było końca, gdy ujrzałam zapowiedź jego kolejnego dzieła – „Siostry”. Byłam przekonana, że Minier mnie nie zawiedzie. Tak też się stało.

Oto kolejna przygoda i kolejne śledztwo Martina Servaza, ale w nieco innym wydaniu. Dzięki najnowszej powieści Bernarda Miniera mamy okazję poznać początki jego kariery, gdy jako dwudziestoczteroletni chłopak stawiał pierwsze kroki w policji. Nie było mu łatwo – koledzy po fachu za nim nie przepadali, mieli go za przemądrzałego i uznali, że tylko dzięki znajomościom udało mu się tak szybko dostać w ich szeregi. Choć wykazywał się sporą inteligencją, sprytem i dobrze sobie radził w prowadzonym śledztwie, to mimo wszystko wiecie jak się traktuje świeżaków, prawda? Mimo wszystko Servaz się nie poddał, co udowodniły nam inne książki Miniera, ale ta również, bowiem mamy tutaj do czynienia z różnymi czasami akcji.

Akcja pierwszej części książki rozgrywa się w 1993 roku. Policja prowadzi śledztwo w sprawie dwóch sióstr, które zostały znalezione martwe na brzegu Garonny. Były ubrane w pierwszokomunijne sukienki i zostały przywiązane do drzew… Szybko wychodzi na jaw, że młode dziewczyny były fankami słynnego pisarza, Erika Langa, a morderca najwyraźniej również, bowiem w trakcie popełniania zbrodni inspirował się jego twórczością. 25 lat później Erik Lang znajduje zwłoki swojej żony, a śledztwo po raz kolejny przypada w udziale Servazowi. Czy te dwie sprawy, które dzieli ćwierć wieku, są ze sobą w jakikolwiek sposób połączone? Coś z przeszłości nie daje mu spokoju, nie jest pewien, czy jedyną kwestią łączącą te dwie sprawy jest tylko i wyłącznie postać pisarza oraz jego twórczość.

W książkach Bernarda Miniera nic nie jest oczywiste, bowiem największe zaskoczenia spadają na czytelnika znienacka. Autor po raz kolejny w znakomity sposób skonstruował całą historię, równie dobrze poprowadził śledztwo, umożliwiając nam zagłębienie się w pracę policji. Osobiście przepadam za postacią Servaza i cieszę się, że miałam okazję zobaczyć początki jego kariery i to w tak ciekawym i intrygującym śledztwie! Ciężko stwierdzić, która zbrodnia jest tutaj ciekawsza, bowiem mimo wszystko łatwo jest zrozumieć, że są one ze sobą powiązane. Ciężko jednak zrozumieć, w jaki sposób. Chociaż wydaje nam się, że zyskujemy pewność co do pewnych faktów, to mimo wszystko Minier potrafi namieszać w głowie. Rozwiązania są nieoczywiste, bowiem jesteśmy w stanie dostrzec tylko kawałek góry lodowej, a to, co spoczywa dalej, pozostaje tajemnicą do samego końca.

Nie wiem jak wy, ale uwielbiam, gdy w literaturze pojawia się motyw… pisarzy. Erik Lang jest naprawdę interesującym człowiekiem, podobnie jak jego twórczość, której zarys mamy okazję tutaj poznać. Minier naprawdę świetnie skonstruował jego postać, a także całą jego historię. Czy był oprawcą, czy może jednak ofiarą? Kto tutaj popełnił tak naprawdę największą zbrodnię i był w stanie się dla niej całkowicie poświęcić? Fakty, które Minier stopniowo ujawnia potrafią naprawdę zbić człowieka z pantałyku, a momentami sprawić, że aż zaniemówi z wrażenia. Choć z początku niektóre z nich mogą się wydać absurdalne, to jednak jak się temu wszystkiemu bliżej przyjrzymy, to widzimy tutaj spójność i logikę. Dodatkowo nie można narzekać na tempo akcji, jest jak najbardziej odpowiednie, podobnie jak i atmosfera, która w powieściach Miniera zawsze jest nieco gęsta i mroczna.

„Siostry” to kolejna bardzo dobra powieść w dorobku autora, która w pełni mnie usatysfakcjonowała, chociaż „Bielszy odcień śmierci” wciąż chyba pozostaje moim ulubionym dziełem Miniera. Trzeba jednak przyznać, że historia, którą nam tutaj zaoferował, jest wciągająca i angażuje czytelnika, dlatego zdecydowanie warto się z nią zapoznać, niezależnie od tego, czy będzie to wasze pierwsze spotkanie z tym pisarzem, czy kolejne.

Dział: Książki
poniedziałek, 18 luty 2019 21:27

Rick i Morty. Tom 3- zapowiedź

Rick i Morty to humorystyczna seria komiksów science fiction oparta na docenionym przez krytyków serialu telewizyjnym studia Adult Swim. Te świeżutkie jak bułki komiksy zawierają zupełnie nowe, inne od serialowych, przygody Ricka i Morty’ego.
Trzeci tom to dalsze przygody szalonego i amoralnego geniusza Ricka Sancheza oraz jego wnuka Morty'ego, który wciąż ma ze wszystkim kłopoty. Bohaterowie przemierzają najdalsze zakątki czasu, przestrzeni i anatomii. W zbiorze zaprezentowano długą opowieść o uciętych głowach, galaktycznych tosterach zagłady i o niezdarnym Jerrym, który wszystko psuje (jak zwykle), a także dwie krótsze historie: jedną o przyspieszonej edukacji Morty'ego, a drugą o krwawym międzygalaktycznym sporcie.

Dział: Komiksy
sobota, 16 luty 2019 22:54

Dziwna pogoda

Tym razem Joe Hill, syn Stephena Kinga, raczy czytelników zbiorem niebywale klimatycznych opowiadań, które należałoby raczej określić mianem minipowieści, bowiem każda z przedstawionych historii mogłaby zostać częścią większej całości.

Joe Hill skupia się na emocjach i uczuciach, które towarzyszą każdemu człowiekowi przez całe życie. Czytelnik ma przyjemność doświadczać każdej z nich - od fascynacji przez wściekłość, aż na nienawiści kończąc. Autor w mistrzowski sposób przedstawił wszelkie silne emocje targające bohaterami, dzięki czemu z wykreowanymi przez niego postaciami nietrudno jest się zżyć czy utożsamić. Czytelnik dzięki licznym refleksjom może bardziej pochylić się nad problemami natury egzystencjalnej i odnieść się do swoich doświadczeń.

Wszystkie opowiadania niosą ze sobą aurę grozy i niepokoju, tak pożądaną przez miłośników gatunku. Trzeba jednak zauważyć, iż Joe Hill stara się wyjść poza ramy tradycyjnego horroru wplatając w swoje teksty oryginalne motywy. To właśnie dzięki nim “Dziwna pogoda” to lektura tak intrygująca i satysfakcjonująca.

Autor serwuje czytelnikowi same konkrety, nie rozwleka niepotrzebnie wydarzeń, nie przedstawia niepotrzebnych dygresji. “Dziwna pogoda” to akcja, groza i kumulacja silnych emocji. Joe Hill nie obiera w swoich tekstach jednej drogi - wprowadza do opowiadań wiele wątków, z których nie każdy doczeka swojego finału. Jednak ze względu na króciutką formę jest to jak najbardziej zrozumiałe.

“Dziwna pogoda” to lektura wywołująca u czytelnika stan głębokiej nostalgii, która zachęca do odrzucenia schematów i stereotypów, łamania irracjonalnych zasad i zmiany naiwnych czy pozbawionych sensu przekonań. Niektóre cytaty zapadają w pamięć niezwykle głęboko, a część z nich stać się wręcz może życiowym motto. Hill pokazuje różnego rodzaju wartości, postawy i zachowania, z którymi każdy człowiek się kiedyś spotkał, choć z pewnością nie każdy jest tego świadomy.

Wspaniałym podkreśleniem klimatu panującego w przedstawionych czytelnikowi minipowieściach są lekko niepokojące ilustracje oraz przepiękna oprawa i żywe kolory. Projekt okładki jest niebywale wręcz oryginalny, a dla wielu osób z pewnością inspirujący. Doskonale też odzwierciedla treść książki i nakreśla tematykę opowiadań. Dzięki twardej oprawie “Dziwną pogodę” czyta się z niezachwianą przyjemnością. Wydawnictwu oraz osobom pracującym na tak godny podziwu efekt należą się słowa uznania.

Dział: Książki
sobota, 16 luty 2019 22:32

Otto

Intrygująca okładka i bardzo dobre wydawnictwo, które jest rękojmią, jeśli chodzi o porządne powieści. Nazwisko autora było mi znane, chociaż wcześniej jego książek nie czytałam, ale słyszałam same dobre opinie. Szkoda, że nie doczytałam, że Otto jest elementem pewnej serii, znowu zapłaciłam za to, że za szybko się na coś rzucam, bo zwiedzie mnie okładka tudzież opis. W Polsce jest niewiele książek o wojnie z humorem, południowi sąsiedzi mają Wojaka Szwejka, ale u nas humor wojenny to tylko Allo allo, chociaż wojna jednak inna, no nie jeszcze filmowo coś tam by się znalazło, ale jeśli chodzi o powieści, to rządzi patos i podniosły ton, to takie powieści pisane na klęczkach. A to, co mamy tutaj to zupełnie inna jakość.

Otto to czwarty tom serii Stalowe Szczury, chociaż dla mnie to dopiero pierwsze zetknięcie z tym cyklem nie mogę powiedzieć, żebym czuła się pogubiona, akcja mnie wciągnęła bez reszty. Przenosimy się w czasy Wielkiej Wojny. Stolica Francji, legendarny Paryż dostaje się w ręce wroga. Autor przedstawia nam całą plejadę pełnokrwistych bohaterów z ich wadami i zaletami i pokazuje jajcarskie ujęci wojny, która kojarzy nam się z bezkresem błota i śmiertelnie groźną ziemią niczyją. Takie powieści mogą się rodzić tylko z wielkiej pasji, która sprawia, że bohaterowie i akcja ożywają. Awanturnicza opowieść pełna pijackiego śpiewu, zataczania się na chwiejnych nogach, czarnego humoru i takiego klimatu piwiarnianego, rozerwie każdego, kto umie się otworzyć na niekanoniczne podejście i ma dystans do świata.

Powiem Wam, że Polscy autorzy mnie zaskakują, gdy już wydaje mi się, że mogę oczekiwać tylko kanonicznych powieści, to trafia mi się coś takiego. Okładka wprawdzie prawdopodobnie by mnie odrzuciła, bo sugerowałaby, że będzie to gatunek, za którym raczej nie przepadam. Tymczasem dostałam nietuzinkową oryginalną książkę, która mnie rozbawiła, a rzadko chichoczę podczas czytania. Wiem, że na pewno będę próbowała odnaleźć poprzednie tomy, bo chociaż nie wydaje mi się, że odebrałam Otta gorzej przez brak znajomości wcześniejszych tomów, to jednak chciałabym zapoznać się ze Stalowymi szczurami bardziej kompleksowo.

Moim zdaniem takie powieści nadają się idealnie na takie polskie szpetne przedwiośnie, kiedy odechciewa się absolutnie wszystkiego, a człowieka opadają same ponure myśli. Jeśli znacie coś w tym stylu koniecznie mi podpowiedzcie, bo takie książki, to ja chciałabym częściej czytać.

Dział: Książki