Rezultaty wyszukiwania dla: SPI
Wybrany. Contender. Zawodnik. Tom 1 - zapowiedź
Nowa trylogia Tarana Matharu, autora bestsellerowego cyklu "Summoner. Zaklinacz".
Dla fanów cyklu o Summonerze, Zwiadowców, wielbicieli fantasy, tajemnicy i przygody
Ponad 50 tysięcy sprzedanych egzemplarzy z cyklu o Summonerze
Autor będzie gościem Warszawskich Targów Książki – spotkanie z autorem 25 maja
Rozpoczyna się rozgrywka, w której stawką jest przetrwanie, a areną obcy świat, gdzie przeciwnicy czyhają dosłownie wszędzie. Zwycięzca może być tylko jeden.
Summoner. Zaklinacz - zapowiedź
Summoner. Zaklinacz Tarana Matharu to bestsellerowa seria New York Timesa
Almanach zawiera nowe opowiadanie, kompletną demonologię, kolorowe ilustracje
Wyjątkowe wydanie dla fanów serii z kompendium informacji o zaklęciach, magii i demonach
Zaklinacz: osoba obdarzona zdolnością przyzywania demonów z Eteru, okiełznywania ich i nawiązywania z nimi emocjonalnej więzi.
Opisana w bestsellerowym cyklu "Zaklinacz" magia zaklinaczy jest nie tylko dziedziną wiedzy, lecz także swoistą sztuką, posiadającą własną, pasjonującą historię.
Na kartach "Almanachu Zaklinacza" poznamy dzieje Jamesa Bakera, autora słynnego dziennika, który stanowił inspirację i źródło wiedzy dla Fletchera, bohatera głównych pozycji serii.
Michał Gołkowski - Empik Junior
NAJAZD WIKINGÓW NA EMPIK!
Wydawnictwo Fabryka Słów zaprasza na premierę najnowszej książki Michała Gołkowskiego!
"Świątynia na bagnach" (I tom trylogii "Bramy Ze Złota")
PREMIERA 24 kwietnia, godz. 18:00
empik Junior ul. Marszałkowska 116/122, Warszawa
Welcome to... Miasteczko marzeń
Gdy świat współczesny budowany jest na potędze cyfryzacji, a każdy nawet najmłodszy szkrab potrafi wymienić kilka aplikacji z grami można mieć wrażenie, że gry planszowe odchodzą w zapomnienie. Wystarczy jednak przyjrzeć się półkom w księgarniach stacjonarnych i internetowych, by zmienić zdanie. Świat gier planszowych ma się znakomicie, a nawet lepiej niż kiedykolwiek, bowiem ich twórcy prześcigają się w coraz to ciekawszych pomysłach na tę formę rozrywki.
Tym razem pokusimy się o wcielenie się w skórę amerykańskich architektów i to tych, którym przyszło tworzyć w okresie wielkiego baby boomu. Lata pięćdziesiąte dawały ogromne możliwości osobą projektującym, ale były też okresem największej konkurencji. Chcecie poczuć oddech innych graczy na plecach? Sprawdzić swój zmysł aranżacji przestrzeni? A może po prostu pokazać innym, kto rządzi w tym mieście? Bez względu na cel, zabawa będzie nieoceniona.
Gra zawiera:
* 29 kart planu miejscowego (oznaczone cyframi 1,2 lub 3)- wśród nich znajdują się: 1 karta wariantu 1-osobowego, 18 kart wariantu podstawowego i 10 kart wariantu zaawansowanego (to te z symbolem gwiazdki).
* 4 arkusze pomocy
* aplikacja do liczenia punktów, którą możecie pobrać za pomocą QR code.
* 81 kart budowy- wśród nich karty z numerami domów oraz karty z awersem Efekt. Te drugie dzielą się na: 9 kart producentów basenów, 9 kart pracowników tymczasowych, 9 kart Bis, 18 kart pośredników nieruchomości i 18 kart geodetów.
* notes punktacji, który pozwala na zapisywanie przebiegu rozgrywki, ilości punktów i rozmieszczenia budynków.
Do rozgrywki wystarczy wiec zawartość pudełka, coś do pisania oraz po zakończeniu rozgrywki telefon z aplikacją podliczającą zdobyte punkty.
Celem gry jest stopniowe budowanie domów przy trzech ulicach, które podczas rozgrywki staną się osiedlami. Ich status możecie podnieść, budując baseny i parki, wszak dobre zagospodarowanie terenu zwiększa atrakcyjność okolicy. Ważnym elementem punktacji jest również to, komu uda się jako pierwszemu wybudować osiedla zgodnie z planem miejscowym. Myślicie, że macie mało punktów? Zdobądźcie przychylność burmistrza, stawiając na pracowników tymczasowych, którzy zapewnią wam przychylność tej osobistości i przyspieszą budowę obiektów.
By pławić się w chwale architektury lat pięćdziesiątych i zakosztować frajdy z tworzenia nowych miejsc nie potrzebujecie nikogo ponad siebie dzięki wariantowi 1-osobowemu, który umożliwia samotną rozgrywkę. Gdy chcecie poczuć dreszczyk emocji i oddech konkurencji na plecach, macie do wyboru wariant podstawowy oraz zaawansowany z dodatkowymi zasadami eksperckimi. Brzmi trudno? Wcale tak nie jest dzięki obszernej instrukcji, która zarówno słownie, jak i graficznie rozwieje wszelkie wątpliwości i pozwoli cieszyć się grą.
Wypróbowałam wariant 1-osobowy, by w pełni rozeznać się w zasadach. Sprawiło mi to mnóstwo przyjemności i pozwoliło rozruszać umysł. Potem było już tylko lepiej. Zebrałam drużynę i rozpoczęliśmy wyścig po laur zwycięstwa. Rozgrywka trwała ciut dłużej niż średnie 25 min, o którym mowa na pudełku, jednak zabawa była udana, więc im więcej czasu zajmuje, tym lepiej. Myślę, że w każdym domu znajdzie się miłośnik tego typu rozgrywek, które wymagają używania strategii, która i tak może okazać się na nic, gdy w grę wchodzi los i to jakie karty przypadną nam z pokaźnego stosu efektów. Czy uda wam się bez przeszkód stworzyć renomowane osiedle? Ile zakazów budowy złapiecie podczas jednej rundy? A może stracicie pozycje przez zawiść burmistrza lub nieuwzględniony w planie basen? Bez względu na przebieg pojedynczej rozgrywki, każda kolejna może okazać się jeszcze ciekawsza.
Polecam każdemu od 10 lat w górę, na samotne budowlane weekendy lub wieloosobową rywalizację. Nawet nie zauważycie upływającego czasu.
Oko Świata - zapowiedź
Rand, Mat i Perrin mieszkają w Polu Emonda, sennej wiosce gdzieś na końcu świata. Chłopcy wiodą monotonne życie, nieświadomi, że dni ich beztroski dobiegają końca.
Oto do wioski przybywa tajemnicza kobieta imieniem Moraine. Jest ona członkinią potężnego zakonu kobiet władających Jedyną Mocą – Aes Sedai. Przynosi ze sobą ostrzeżenie przed mrocznymi siłami Czarnego, który budzi się z uśpienia, by zapanować nad wszystkimi istotami. Na potwierdzenie jej słów wioskę atakują krwiożercze trolloki – dzikie bestie, które wielu uważało za stwory wyłącznie z legend. Gdy Pole Emonda staje w ogniu, Moraine pomaga chłopcom w ucieczce, jest bowiem przekonana, że jeden z nich jest Smokiem Odrodzonym – wybrańcem, którego przeznaczeniem jest przeciwstawić się Czarnemu i stanąć kiedyś do Ostatniej Bitwy, Tarmon Gai’Don, od której wyniku zależą losy świata…
Droga Szamana. Etap 2: Gambit Kartosa
Gry komputerowe powoli przestają być domeną dzieci. Na rynku pojawia się coraz więcej propozycji adresowanych wyłącznie do dorosłego użytkownika. I nie chodzi o content wymagający pełnoletności. No, może nie tylko. Pokolenie współczesnych młodych dorosłych ma coraz więcej czasu, ale też... pieniędzy. Dlatego deweloperzy współczesnych gry komputerowych nie mogliby zignorować takiego odbiorcy. I z czasem takich produkcji będzie coraz więcej. Przyszłość to przede wszystkim wirtualna rzeczywistość i gry na zupełnie innym poziomie. Jakim? Wkrocz na drogę szamana i przekonaj się na własnej skórze, przed tobą etap drugi!
Wolność! Machan właśnie opuścił wirtualne więzienie i wreszcie może zacząć oddychać pełną piersią. Co prawda w ograniczonym zakresie, bo wciąż wisi nad nim oznaczenie skazańca, jednak wreszcie zaczyna naprawdę grać. W nowych warunkach czuje się jak ryba w wodzie! Szybko okazuje się, że miejsce, do którego został wysłany, to wieś zabita dechami. Wpisy na forum każą omijać ją szerokim łukiem, nie dzieje się tam nic ciekawego, kilka nudnych questów, paru typowych npców... Tylko dlaczego Machan właśnie dostał zadanie unikatowe? Czyżby w tej małej mieścinie działy się rzeczy, o których nie wiedzą nawet wyjadacze z kluczowych gildii?
„Droga Szamana. Etap 2: Gambit Kartosa” to prawdziwa gratka dla miłośników RPG, czy to w wersji komputerowej, czy papierowej. Nie jest to książka, która pierwsza próbuje pokazać nam wizję przenoszenia się do gier za pomocą nowoczesnych technologi. Ale na ten moment jest to jedyny tytuł, który z pełną powagą traktuje całą mechanikę. Wszystkie liczby, statystyki, czy parametry decydujące o wyniku starć, zostają zaprezentowane w fabule. Czytelnik, który kiedykolwiek miał kontakt z takimi grami, będzie się czuł, jakby sam przeżywał przygodę. Od smaczków, po absurdy RPGów, po prostu genialne i przede wszystkim, bardzo dobrze opracowane. Widać, że autor zna się na rzeczy!
Sama historia rozwija się stopniowo. Po bardzo intensywnym zakończeniu pierwszego tomu początek kontynuacji jest mało wciągający. Opowieść rozpędza się powoli, na tyle, że miałam obawy co do całości. Całe szczęście, niepotrzebnie. Jak już wspomniałam, Machan kosztuje wolności w miejscu, gdzie moderator mówi dobranoc. Na początku nie dzieje się tam nic ciekawego. Jednak nasz bohater nie działa schematycznie i z każdą decyzję wplątuje się w kolejną aferę. Mniej więcej w połowie książki jest już tak zamotany, że cokolwiek nie zrobi, wpada w tarapaty. Wtedy też jak grzyby po deszczu pojawiają się zwroty wydarzeń, napędzają akcję i podnoszą ciśnienie, zarówno czytelnikowi, jak i bohaterowi. I tak do zakończenia, które jest prawdziwym trzęsieniem ziemi i przykładem dobrej sceny finałowej, idealnej... do gry.
Ale jak w tej całej aferze odnajduje się Machan? Jego postać rozwijana jest konsekwentnie i według wcześniejszego modelu, czyli... od zera do bohatera. Więcej szczęścia, niż rozumu i przypadek decydują, że Machan zaczyna odgrywać coraz większoszą rolę na serwerze. Na początku zwykły gracz, a już kilkaset stron później postać, którą interesują się największe gildie. Jednym słowem marzenia każdego miłośnika RPG. Nie tylko grać, ale też stawiać warunki! W pewien sposób te przypadku i zbiegi okoliczności są naiwne, z drugiej odpowiadają na zapotrzebowanie modelowych czytelników. I chociaż po rozłożeniu na czynniki pierwsze sprawiają wrażenie, jakby ktoś odgórnie maczał w tym palce, bardzo dobrze się o nich czyta, a sama przygoda jest dynamiczna i wciągająca. Jestem więc w stanie przymknąć na to oczy i skrycie liczę, że grubszy spisek wyjdzie na jaw w następnych tomach.
Kolejną kwestią jest coraz większy udział życia „spoza gry”. Chociaż cała akcja książki rozgrywa się w wirtualnym świecie, autor dostarcza nam kilku fragmentów sprzed skazania. Nadal tych elementów jest niewiele, ale liczę, że z czasem pojawi się ich więcej. Dlaczego? Bo dostarczają czytelnikowi nie tylko ciekawostek, ale też zdradzają drugie dno całej afery.
„Droga Szamana. Etap 2: Gambit Kartosa” okazała się świetną przygodą! Uwielbiam świat wykreowany przez autora i całą mechanikę, której nie pomija. Jedyne, czego nie mogę „przełknąć” to czas między wydaniem poszczególnych części. Drogie wydawnictwo, nie każcie nam czekać tyle czasu! Historia Machana dopiero się rozkręca, a ja nie mogę się doczekać, by dalej w niej uczestniczyć!
Atelier spiczastych kapeluszy #1 - zapowiedź
Koko od najmłodszych lat pragnęła zostać czarodziejką. Niestety z magii mogą korzystać jedynie osoby posiadające w tym kierunku wrodzone predyspozycje, zaś czarodzieje pilnie strzegą swych sekretów. Koko porzuca więc marzenia i wiedzie spokojny żywot u boku matki. Wszystko się zmienia, kiedy do wioski przybywa czarodziej. Dziewczyna podpatruje rytuał rzucania zaklęcia i postanawia go powtórzyć. Jednak nie zdaje sobie sprawy, jak tragiczne skutki może przynieść nieumiejętne korzystanie z magii… Oto niesamowicie klimatyczna i przepięknie narysowana opowieść, która z pewnością zainteresuje wielbicieli fantasy, a w szczególności fanów Harry’ego Pottera! Daj się wciągnąć w cudowny świat pełen magii, tajemnic i przygód!
Oczy diabła
To miała być pierwsza (i jak się później okazało, jedyna) akcja; Żenia Pietrowna zbudowała małe urządzenie, które dotarwszy do banku, przedstawiło jej żądania- pieniądze. Czysto, szybko i bez ofiar. Idealnie, czyż nie? Dziewczyna nie zdaje sobie jednak sprawy, że ta na pozór całkowicie bezpieczna dla niej akcja ściągnęła na jej głowę nie lada kłopoty... Teraz, zmuszona do opuszczenia domu na dłuższy czas, wyrusza z ojcem i "sektą", której ojciec jest członkiem, do Zony. W tej czarnobylskiej strefie zamkniętej nie może im spaść włos z głowy, nad czym osobiście czuwa guru ugrupowania, Wiktor Terentiewicz z gronem zatrudnionych najemników.
Tylko Budda oraz Tolik przeżyli masakrę brygady Zwornika. Nie mają konkretnego planu na przyszłość, ale nie śpieszno im do powrotu do domów. No, przynajmniej dopóty, dopóki nie zdobędą ciekawych artefaktów, a co za tym idzie- większej sumki na umilenie sobie życia doczesnego. Mężczyźni kierują się ku znanym im skupiskom ludzi, po drodze walcząc z mutantami. Jeden nieostrożny, szaleńczy wręcz plan sprawia, że na dłuższy czas zostają rozdzieleni. Tolik musi dawać sobie radę sam, zaś Budda... Budda natrafia na grupę, z którą podróżuje Żenia. I raczej nie stara się specjalnie od niej odłączyć.
Kolejną część przygód bohaterów w Zonie traktuję jak powrót do literackiego domu; oczywiście, nigdy tak naprawdę nie chciałabym tam trafić, aczkolwiek literacko... czemu nie? Tym razem poznajemy myśliciela Buddę, głowę ich dwuosobowej bandy. Tolik z kolei jest bardziej tym, który wykonuje nawet najdziwniejsze zadania. Ale ufa swojemu kompanowi i jak do tej pory Budda nie zawiódł jego oczekiwań, ba- niejednokrotnie nie tylko wychodzili z opałów obronną ręką, ale i z drogimi artefaktami w kieszeni.
Ta część jest nieco inna od poprzedniczek, choć są to różnice naprawdę niewielkie. Po pierwsze, bohaterowie: Buddy nie nazwałabym typowym stalkerem, raczej osobą, która ma dość duże doświadczenie w temacie wszelkich dziwactw Zony. Nie jest ponurakiem, określiłabym go nawet mianem lekkoducha i krętacza. Wiadomo, że w strefie zamkniętej akurat takie cechy charakteru mogą się bardzo przydać. A skoro jeden z głównych bohaterów ma poczucie humoru i dość lekko bierze do siebie różne sprawy, to i atmosfera jest jakaś... lżejsza. Do czasu, oczywiście. Zona nie byłaby Zoną, gdyby ktoś w niej nie zginął. Jest też to, że autor skupia się tym razem bardziej na ekspedycji naukowej pod wodzą Wiktora Terentiewicza, niż na samotnych wyprawach stalkerów po ziemiach nieodkrytych. Spotykamy mutanty czy aberracje już dobrze nam znane, a i jest ich znacznie mniej, niż dotychczas. Czy przez to Oczy diabła wydają się jakieś gorsze na tle poprzednich tomów? Oczywiście, że nie. Mają swój klimat, jednocześnie zachowując atmosferę standardowych stalkerskich wypraw.
Warto też wspomnieć o wątku, który z braku lepszego określenia nazwałabym miłosnym. Co prawda do wielkich wyznań między Buddą a Żenią nie doszło, aczkolwiek autor zdecydowanie przesyła nam sygnały, że ta dwójka ma się ku sobie. Miłość w Zonie- chyba nikt nie wpadłby na to, że w takim miejscu można poznać kobietę/ mężczyznę swoich marzeń (choć i wcześniej zdarzały się takie historie).
Od początku można wyczuć, że Wiktor Terentiewicz wcale nie poprowadził swojego ugrupowania tylko dla ocalenia duszy. Coś kryło się za tym, że z taką chęcią przyjął w -bądź co bądź- męskie szeregi nastoletnią dziewczynę, krnąbrną i wyszczekaną. Wiele się mówi o Zonie, o zamieszkujących ją potworach, ale Terentiewicz natrafił również na świadectwo człowieka, który twierdził, iż został tam uleczony ze śmiertelnej choroby. Czy więc mężczyznę prowadziła niezdrowa ciekawość, a może jednak dbałość o własne życie oraz zdrowie...?
Wystarczy raz wejść do Zony, aby na zawsze zechcieć pozostać w jej ramionach. Wielu jest takich, których nawet po powrocie do domów wzywa jej zew. Jest nieobliczalną, piękną a zarazem przerażającą kochanką- taką, która nigdy Cię nie opuści. I tylko od jej nastroju zależy, czy przeżyjesz kolejny dzień. Zapraszam do Zony, sami przekonajcie się, jak bardzo uzależni Was ta dzika, nieokiełznana kraina.
Chodzi lisek koło drogi
Tę kobietę -choćby ze słyszenia- znał prawie każdy okoliczny mieszkaniec. A to wszystko za sprawą najstarszego zawodu, jakim parała się Michalina. Gdy jednak doszło do przepytywania świadków, nikt nie powiedział o zmarłej złego słowa. Miła, uczynna, inteligentna; w oczach mieszkańców jej jedyną "wadą" było to, że oddawała się za pieniądze mężczyznom. Początkowo sprawa zamordowanej Michaliny wydawała się podkomisarz Marioli Konieczny nie do rozwiązania- sprawca nie pozostawił żadnych odcisków, nic, co mogłoby jednoznacznie skierować uwagę policji na daną osobę. Obok ciała Konieczna odnalazła jedynie małego, plastikowego liska, element starej gry "Liski i Kurki". Śledztwa nie ułatwia również fakt, iż denatka nie posiadała wrogów, nigdy nikomu nie zrobiła krzywdy. A jednak ktoś nienawidził zmarłej na tyle mocno, że skatował ją skórzanym paskiem niemalże na śmierć. Pytanie tylko, dlaczego... ?
Twórczość pani Greń poznałam dzięki Wilczym kobietom; książce, która wciągnęła mnie na tyle, że polowałam na kolejne literackie dzieci naszej polskiej autorki. Liczyłam na kawał dobrej, śledczej historii i nie zawiodłam się. Tym samym autorka utwierdziła tylko swoją pozycję na mojej liście ulubionych pisarzy.
Kiedy jedynym tropem staje się plastikowa zabawka, a sama ofiara nikomu nie wadziła, śledztwo wydaje się skazane na niepowodzenie. Dlaczego? Otóż zazwyczaj winnych szuka się wśród najbliższych zmarłej, a w tym przypadku podkomisarz Konieczna mogłaby skupić się wyłącznie na matce Michaliny. Gdyby ta oczywiście nie zajmowała się topieniem smutków dnia codziennego w alkoholu. Nikt nic nie słyszał, nikt nic nie widział, ba- niektórzy nawet usiłowali wmówić policji, że Michaliny nie kojarzą. I tak naprawdę pewnie śledztwo wkrótce oznaczono by jako to "nierozwiązane", gdyby mordercy nie poniosło i nie zabił ponownie. Wówczas sprawa ponownie odzyskała rozpęd, a plastikowy pionek w kształcie lisa stał się indywidualnym podpisem sprawcy.
Rozpoczynając tę historię, autorka wprowadza nas w nieciekawą sytuację Joanny Wolf; nastolatce brakuje jeszcze trochę do upragnionej osiemnastki, gdy umiera jej ojciec. Mężczyzna opracował jednak plan awaryjny dla córki i tak oto po wielu latach dziewczyna poznaje przyrodniego brata, Joachima. Ta drobna zmyłka sprawiła, iż myślałam, że to ta dwójka stanie się centrum całej opowieści, w końcu Joachim pracuje w policji. A jednak nie; było to jakby drobne wprowadzenie do dalszych wydarzeń, niewiele zmieniające w kontekście całego śledztwa. Tym "wykrętem" autorka raczej chciała przedstawić nam bohaterów od normalnej, prywatnej strony. Pani Hanna Greń ukazuje stworzone przez siebie postacie nie tylko jako poważnych śledczych, skupionych na znalezieniu mordercy, ale też jako zwykłych ludzi- o indywidualnych cechach charakteru (a nie, jak często zdarza się w literaturze, zbitek ludzi niewyróżniający się niczym pod względem osobowości), szukających własnego miejsca w świecie, ale i... w czyimś sercu. Bohaterowie nie zostali "zaprogramowani" jedynie na sukces w związku ze sprawą, nie przesiadywali doby w komisariacie, szukając nowych rozwiązań, lecz byli jak my, wprowadzając zdrowy podział między życie zawodowe, a prywatne. Zresztą, w pierwszym szeregu tejże historii stoi podkomisarz Mariola Konieczny oraz wspierający ją współpracownik, komisarz Krystian Sokołowski. Z początkowej niechęci być może narodzi się coś więcej, dzięki czemu zyskujemy również tło obyczajowe. Nawet czytelnik ma czasami dość śledztwa i chce w jakiś sposób odpocząć, a w Chodzi lisek koło drogi może to zrobić z bohaterami.
Jako że pani Greń jest żoną emerytowanego policjanta, tej książce nie mogło zabraknąć niczego pod względem policyjnej pracy. Szczegóły pracy śledczych są przedstawione bardzo dokładnie, co i nam pozwala poznać ich zajęcie niemal od podszewki; takim, jakim jest. Sprawcę naprawdę trudno było "wyłuskać" spośród wszystkich podejrzanych. Obstawiałam zupełnie kogoś innego, co później okazało się tylko wykrętem autorki. Prawdziwy morderca nie przewija się zbyt często przez karty książki, wtapia się w tło niczym kameleon, niczym nie wyróżnia się na tyle, aby skierować na siebie uwagę śledczych. Aby tę osobę złapać, potrzeba nieco więcej zachodu. I takie właśnie kryminały lubię- zmuszające do myślenia.
A może Wy również chcecie wyruszyć z Konieczną w ślad za chytrym liskiem... ?
Amazing Spider-Man: Globalna sieć #01: Wrogie przejęcie
Reboot całego uniwersum Marvela po evencie Tajne Wojny w wyniku którego to powstała jedna główna Ziemia 616, dosięgnął również naszego przyjaciela z sąsiedztwa – Spider-Mana. Dan Slott w poprzednim cyklu wydawniczym Marvel Now namieszał sporo w życiu Petera Parkera. Mieliśmy serię z Superior Spider-Manem czy starcie z rodziną Morluna w sporym evencie Spiderversum. Kolejny już raz postanowił rzucić nowe światło na pajęczego bohatera i odświeżyć jego przygody. Oto przed nami pierwszy zbiorczy numer nowej serii „Amazing Spider-Man: Globalna sieć”.
We „Wrogim przejęciu” dowiadujemy się, iż Peter w bardzo dużym stopniu rozwinął swoją firmę Parker Industries. Zrobił z niej międzynarodową korporację poprzez otwarcie oddziałów na różnych kontynentach. Spider-Man oficjalnie zaś został ochroniarzem firmy. Peter poradził sobie również z problemem bycia w dwóch miejscach jednocześnie. Zatrudnił dublera, który w stroju Człowieka-Pająka pojawia się wraz z nim przy okazji różnych bankietów. Jakby tego było mało, rozpoczął również oficjalnie współpracę z S.H.I.E.L.D. Nie tylko produkuje dla agencji sprzęt, ale również osobiście bierze udział w akcjach prowadzonych przez Fury’ego. W skrócie Peter Parker niczym Tony Stark żyje teraz w świetle jupiterów, lansuje się na konferencjach, a jako Spider-Man otacza się różnymi nowinkami technologicznymi i korzysta z masy gadżetów. Ma nawet swój Spider-Mobil. Niestety, ale nie jest już tym skromnym i dowcipnym bohaterem z sąsiedztwa.
W pierwszym numerze Spider-Manowi przyszło zmierzyć się z organizacją Zodiak. Jej członkowie wykradają z firmy Parkera pewne wrażliwe dane. Ich ujawnienie może zaszkodzić nie tylko Peterowi, ale również całej agencji S.H.I.E.L.D.
Dan Slott kolejny raz zaserwował nam sporą rewolucję w przygodach pajęczego bohatera. Jednak tym razem mocno przedobrzył. Nie wiem, czy zrobił to z premedytacją, czy po prostu miał zły okres w życiu w trakcie pisania scenariusza. Jego nowy (znowu) Spidey jest nie tylko chaotyczny, jak cała fabuła tego komiksu, ale zgubił gdzieś po drodze swoją sympatyczność. Stał się wręcz arogancki i to mnie najbardziej boli jako fana tej postaci. Jego charakterystyczne z poprzednich serii poczucie humoru teraz jest marginalne. Zdarzają się przebłyski starego, dobrego Spider-Mana, ale cały czas czuć niedosyt. Domyślam się, że zamysłem Slotta było stworzenie bohatera doświadczonego i jednocześnie ustatkowanego. Jednak wyszło coś zupełnie odwrotnego. W poczynaniach Parkera czasami brakuje logiki.
W komiksie tym nie brakuje akcji i może nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że mamy sporą ilość wątków. Na dodatek tak po nich i po różnych lokacjach skaczemy, że z powodu tego chaosu zaczyna boleć głowa. Nawet w przewodnim wątku z organizacją Zodiak brakuje trochę ładu i składu.
Jednak na szczęście album ten po części ratuje oprawa graficzna. Według mnie włoski rysownik Giuseppe Camuncoli, którego warsztat mogliśmy poznać m.in. w serii „Superior Spider-Man”, wykonał kawał niezłej roboty. Jego sceny walk są dynamiczne, a postacie szczegółowo oddane. Świetnie prezentują się duże kadry, szczególnie te rozłożone na dwie strony. Dodatkowo dzięki naprawdę dobrym kolorom, wizualnie wszystko stoi na wysokim poziomie.
Na kolejny plus mogę również zaliczyć cztery dodatkowe historie, które zawiera ten zbiorczy album. Na szczególną uwagę zasługuje „Na złą drogę” Robbiego Thomsona o współpracy Silk z Czarną Kotką oraz „Piwnica” Dana Slotta i Christosa Gage’a, w której to wprowadzono postać Regenta.
Podsumowując, „Wrogie przejęcie” jako zbiorczy album pierwszych pięciu zeszytów serii „Amazing Spider-Man: Globalna sieć” wypada blado na tle wcześniejszych przygód Spider-Mana spod znaku Dana Slotta. Nowy pomysł scenarzysty na Petera Parkera jest może i oryginalny, ale za bardzo odstaje od znanej nam koncepcji postaci. Liczę tylko na to, że w kolejnych numerach Slott przystopuje z wielowątkowością i skupi się bardziej na jakimś przewodnim wątku fabularnym. Mam również nadzieję, że choć w połowie powróci zabawny bohater z sąsiedztwa. Aktualnie Slott otrzymuje ode mnie spory kredyt zaufania.