Rezultaty wyszukiwania dla: Kryminał / Thriller
13 minut
W styczniu Prószyński i S-ka proponuje kryminał Sarah Pinborough.
Byłam martwa przez 13 minut... teraz chcę wiedzieć, dlaczego.
Nie pamiętam, jak trafiłam do lodowatej rzeki, ale wiem jedno: to nie był wypadek.
Podobno przyjaciół trzeba mieć blisko siebie, a wrogów jeszcze bliżej, ale czasem trudno ich rozróżnić. Moje przyjaciółki mnie kochają. Wiem to.
Co nie znaczy, że nie chciały mnie zabić.
Pocałunek stali
Kolejna książka Jeffery'a Deavera ukaże się w styczniu nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.
Kiedy w centrum handlowym na Brooklynie detektyw Amelia Sachs próbuje zatrzymać podejrzanego o zabójstwo, dochodzi do tragicznego wypadku: do układu napędowego schodów ruchomych wpada mężczyzna. Gdy Sachs rzuca się na pomoc, podejrzany ucieka.
Uczeń i śmierć
Szkolenie czyni mistrza...
Strzały padły jeden po drugim i były celne. W ciągu kilku sekund na lodowisku w Central Parku zginęły trzy osoby: młoda łyżwiarka, lekarz i nauczyciel. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że wszyscy troje są zupełnie przypadkowymi ofiarami.
Góry umarłych
Początek najbardziej mrocznej polskiej serii kryminalnej.
Strach, zmowa milczenia, ponura prawda ukryta w górskich lasach i echo mrożących krew w żyłach wydarzeń z przeszłości. Mała bieszczadzka miejscowość to miejsce, w którym nigdy nie było spokojnie. Tomasz Hildebrandt śmiało i bez kompleksów wkracza na scenę kryminalną. Jeszcze żaden polski kryminał nie był tak mroczny. Jeszcze żaden polski autor nie pisał jak Jo Nesbø. „Góry umarłych” ukazały się 22 listopada.
Foresta Umbra
W małej miejscowości Rowy, niedaleko Lwowa, dochodzi do brutalnych morderstw na młodych letniczkach- ktoś zabija je w bestialski sposób, dodatkowo podkuwając je. Nie wiadomo, kim jest "Kowal z lasu", nie padają żadne podejrzenia. Na miejsce zbrodni zostaje oddelegowany Jakub Stern, najpopularniejszy dziennikarz lwowskiego "Kuriera". Wraz z przydzielonym mu stażystą, Adamem Brodackim, opisuje tragiczne wydarzenia, jednocześnie szukając winnego. Foresta Umbra, ochrzczony tym mianem okoliczny las, ma jednak więcej tajemnic, niż mężczyzna mógłby się spodziewać...
Ta historia -patrząc po opisie- miała potencjał; nie ma nic lepszego, niż amatorskie śledztwo, tajemniczy morderca, a może i elementy nie z tego świata. Do tego prywatne problemy dziennikarskiej gwiazdy, przez co zakończenie również miało swój charakter. Ale do rzeczy.
Moim zdaniem pan Paweł Jaszczuk nie do końca wykorzystał potencjał historii, jaką miał w rękach. Brakowało mi typowego śledztwa, pełnego prób i błędów, mniejszych lub większych sukcesów. Nam, czytelnikom, nie dano do ręki żadnych poszlak,dzięki którym moglibyśmy się poczuć częścią sprawy i samodzielnie wskazać -błędnie lub nie- sprawcę. Owszem, towarzyszymy dziennikarskiemu duetowi w ich podróży do Rowów, słuchamy rozmów z okolicznymi mieszkańcami, ale to za mało. Nie padają żadne oskarżenia, a gdy odnajdują ciało zbiegłego więźnia, ukręcają śledztwu łeb. Po prostu- to na pewno on, więc nie musimy dalej szukać. Wszystko, co związane ze śledztwem jest bardzo oszczędnie opisane. Wątek tytułowego Foresta Umbra jest, ale także znikomy, pełen niedopowiedzień, luk. A przecież mógł stanowić niezłe oparcie dla całej historii.
O wiele bardziej skupiono się w tym rozpoczynającym serię tomie na postaci Jakuba Sterna. Oczywiście, to dobrze- skoro to pierwsza część, warto poznać jegomościa, z którym będziemy się spotykać przez kolejne tomy. Jednak tym samym zabrakło już miejsca na właściwą, główną historię. Szczerze, Jakub Stern nie należy do moich ulubionych postaci literackich. Za bardzo skupia się na karierze, poświęcając rodzinne szczęście. Może to również tłumaczy kierowane w jego stronę złośliwości, których nadawcą jest jego druga żona, Anna. Kobieta miała prawo poczuć się ignorowaną.
Ze Sternem to jest trochę tak, jakby liczył się nie wynik śledztwa i zamknięcie właściwego zbrodniarza, lecz posiadanie informacji, nadających się na krzykliwe nagłówki. Za to oczywiście plus, gdyż pan Jaszczuk ukazał tego bohatera w całej, dziennikarskiej okazałości (w końcu tak się myśli o reprezentantach owego zawodu, prawda?). Z drugiej jednak strony przedstawienie mężczyzny czytelnikowi niejako przesłoniło całość lektury.
Motyw tajemniczego lasu skusił mnie do sięgnięcia po ów thriller. Po części jestem zadowolona, gdyż spotykamy się tutaj z wątkiem nie do końca realnym, skłaniającym nas do myślenia, że może istnieją na tym świecie siły, o których nie mamy pojęcia. I których lepiej nie budzić! Z drugiej strony byłam żądna większej ilości szczegółów, uczestnictwa w śledztwie, wyjaśnienia, dlaczego akurat tak ochrzczono ów las. Niestety, nie do końca się to udało, aczkolwiek nie skreślam całkowicie tej serii.
Dla miłośników dziennikarskiego fachu książka będzie idealna; ci, którzy chcieliby się w domowym zaciszu pobawić w detektywów- amatorów, już trochę mniej.
Lekcja martwej mowy
Dwadzieścia dziewięć lat temu pracowali wspólnie nad "mającym wszystko zmienić" artykułem, po którego opublikowaniu miało spaść kilka sławnych głów. W jego wydaniu przeszkodziła im wojna. Dziś spotykają się ponownie, lecz nie przypadkiem... ktoś bardzo dobrze przygotował się do swojego zdania, zapraszając tak, aby nikt z zainteresowanych nie wiedział o obecności drugiej osoby. Do czasu. Jakub Stern i Wilga de Brie otrzymali zaproszenie do Lwowa, siedziby ich dawnej redakcji. Jak się jednak okazuje na miejscu, zapraszający ich mężczyzna dzień wcześniej uległ poważnemu wypadkowi. Nie wiadomo, w którym z lwowskich szpitali obecnie przebywa, nie wiadomo, po co wezwał dawnych znajomych. Mimo tego ich śladem podąża ktoś, kto za ich każdy sekret... i słabości. I pragnie, aby wykonali pewne zadanie.
Z twórczością pana Pawła Jaszczuka miałam do czynienia kilka lat temu; kojarzyłam nazwisko, ale dla pewności musiałam sprawdzić, czy mowa o tym samym autorze. Jak się okazuje, czytałam wówczas jeden tom z serii o Jakubie Sternie. i z tego, co pamiętam, lektura nie do końca trafiła w moje gusta. Tym bardziej byłam ciekawa tego, jakie okażą się pozostałe części serii.
Rzecz dzieje się we Lwowie, w roku 1968. Główny bohater, choć od wielu lat nie postawił stopy w owym mieście, na zaproszenie dawnego znajomego z redakcji postanawia ruszyć w podróż. Kierowany dziennikarską ciekawością nie wie, skąd to nagłe zainteresowanie jego osobą. Sprawa ma jednak o wiele głębsze, drugie dno. A głównym celem pewnych osób jest odkrycie, o czym miał być artykuł, który ostatecznie nie ukazał się. I jak wiele osób zna jego treść...
Cała sprawa jest mocno poplątana, ponieważ dobrzy mieszają się ze złymi, a źli z dobrymi. Nie wiadomo, komu ufać, a kto chce zrobić bohaterom krzywdę. Wilga de Brie, dawna współautorka wspomnianego artykułu, przyjeżdża do Lwowa aż z Francji, gdzie obecnie mieszka z córką i mężem. Tylko wrogowie znają jej problem. I nie zamierzają trzymać go w tajemnicy, chyba że kobieta zgodzi się na współpracę. Bohaterka jest tutaj słabszym ogniwem, łatwiejszym do manipulacji, choć walczy twardo.
Lekcja martwej mowy cechuje się historycznym tłem, dzięki któremu czytelnik może się bardzo wiele dowiedzieć. W tej kwestii jestem zupełna ignorantką, a historię toleruję jedynie w literaturze tego typu. Najbardziej intrygowały mnie raporty niejakiej Wandy, podstawionej towarzyszki znanego pisarza. Ona również miała swego rodzaju związek z dwójką głównych bohaterów, choć jest to relacja raczej drugoplanowa. Całość skupia się na próbach ucieczki Sterna i de Brie, na śledzących ich osobach i tym, czego tak naprawdę od nich żądają. Bo mimo upływu lat ani Jakub, ani Wilga nie zapomnieli ani jednego słowa z artykułu. I za żadne skarby nie chcą przekazać go w ręce wroga...
Motywy polityczne w literaturze nie do końca trafiają w moje gusta; Lekcję martwej mowy ratuje fakt, iż posiada ona bardzo wartką akcję. Nie sposób się przy niej nudzić, a już na pewno nie można odłożyć na chwilę książki- grozi to jeszcze większym poplątaniem wątków. Dzięki temu lekturę czyta się w trybie natychmiastowym. Nie zapominajmy jeszcze o tym, iż nie wiadomo, kto przyjaciel, a kto wróg. Elementy zaskoczenia również na dobrym poziomie.
Reasumując, Lekcja martwej mowy to książka dobra, aczkolwiek ten cały polityczny pościg to nie moja bajka. Dla osób, które lubią tło historyczne i różnego rodzaju polityczne akcje czy zagrywki lektura będzie idealną do spędzenia czasu.
Nieznajoma w domu
Nowy thriller od Wydawnictwa Zysk i S-ka, czyli "Nieznajoma w domu" Shari Lapenii.
Karen i Tom są szczęśliwi. Mają uroczy dom w północnej części stanu Nowy Jork, wciąż są praktycznie nowożeńcami i nie mają dzieci, które zakłócałyby im komfort wspólnego życia. Ale pewnego dnia po powrocie do domu Tom stwierdza, że Karen zniknęła – na podjeździe nie ma jej samochodu i wszystko wskazuje na to, że wyjechała w wielkim pośpiechu. Zostawiła nawet torebkę z dokumentami i telefonem komórkowym...
Kamienica przy Antycznej
"Kamienica przy Antycznej" to debiut Adama Regiewicza, filologa, literaturoznawcy, profesora w Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie w jednej osobie. Zajmuje się również badaniem relacji kultury Średniowiecza do współczesnej narracji medialnej oraz popkultury.
Opis powieści sprawił, że podeszłam do lektury dość sceptycznie. Z pewnością nie jest to typowy kryminał, z jakim mam zazwyczaj do czynienia.
„Kamienica przy Antycznej” to nie tylko kryminał, ale także opowieść iluminacyjna, usytuowana w estetyce późnego modernizmu. Ta historia o odkrywaniu światła, prawdy i sensu, podszyta filozofią, niejednego z pewnością zaskoczy. Czy warto podążać ku prawdzie? Czy nie lepiej pozostać w błogiej nieświadomości? Jaką cenę trzeba zapłacić za chwilę oświecenia?”
Kamienica na Antycznej to budynek owiany legendami. Nikt nie wie, kiedy i w jakich okolicznościach powstała. Wersji jest tyle, ilu opowiadających, ale jedno wydaje się oczywiste, kamienica stoi tam od zawsze. Nowi lokatorzy przychodzą i odchodzą raz za razem, a my poznajemy całą gamę mieszkańców. Jest miłośnik ciemności, wieczny podglądacz, były żołnierz, rzeźnik, a nawet kobieta prowadząca salon towarzyski. A to jeszcze nie wszyscy! Mieszanka jest doprawdy wybuchowa. Podczas lektury poznajemy skomplikowane relacje międzyludzkie, odkrywamy coraz to bardziej zawiłe związki lokatorów.
Piwnica słynnej kamienicy jest najbardziej intrygującą mieszkańców częścią budynku. Dlatego też pewnego dnia ekipa ciekawskich śmiałków wyrusza w głąb ciemnych korytarzy. Od tej pory jesteśmy świadkami przedziwnych, niezbyt logicznych wydarzeń. Dzieją się rzeczy niespotykane, czasem wręcz magiczne. Tajemnicze przejścia, abstrakcyjne sytuacje towarzyszą nam niemal całą historię. Dodatkowo autor personifikuje kamienicę przy Antycznej, jest opisana jako żywa istota.
Książka profesora Regiewicza to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Jeśli mam być szczera to początek w ogóle mnie nie zachwycił. Mity dotyczące powstania budynku mnie po prostu nie zainteresowały. Na szczęście później zaciekawiło mnie jak się skoczy to całe szaleństwo. Przyznam, że takiego zakończenia bym nie odgadła, zaskoczyło mnie, ale jednocześnie trochę rozczarowało. Powieść nie jest obszerna, jednak biorąc pod uwagę jej charakter, na dłuższą metę mogłaby być odrobinę męcząca. Cała historia wywołała u mnie bardzo różne emocje, trochę mnie rozbawiła, trochę też zdziwiła, zastanowiła, zaintrygowała, a czasem nawet zmieszała. Niezłe połączenie, ale jednak chyba wolę inne odmiany kryminału.
Przeczucie
„Przeczucie” to historia spod pióra Tetsuyi Hondy – jak głosi okładka – cesarza japońskiego kryminału. Książka zainteresowała mnie, ze względu na kraj, z którego pochodzi. Bardzo lubię czytać kryminały, jednak nie było mi wcześniej dane zapoznać się z twórczością wywodząca się z Kraju Kwitnącej Wiśni. Nie ma chyba wątpliwości, że kultury japońska i europejska się różnią, w takim razie jak odmienna będzie literatura? Zaintrygowana, rozpoczęłam lekturę.
Główną bohaterką jest Reiko Himekawa, młoda pani komisarz, która posiada coś w rodzaju szóstego zmysłu. Podczas dochodzenia często kieruje się przeczuciem i przeważnie trafia w dziesiątkę. Jako że zdobyła stopień komisarza w tak młodym wieku, na dodatek jest atrakcyjną kobietą, wielu mężczyzn traktuje ją z góry, a każda jej najmniejsza pomyłka jest otwarcie analizowana i krytykowana. Wprawdzie jej oddział traktuje ją z należytym szacunkiem, jednak łatwo sobie wyobrazić jak wygląda jej codzienna praca w świecie Tokijskiej Policji Metropolitalnej opanowanej przez mężczyzn.
Kiedy zostają odkryte zwłoki szczelnie owinięte folią i porzucone pod żywopłot jak worek śmieci, do akcji wkracza oddział pani komisarz. Reiko kierowana przeczuciem szybko doprowadza do odkrycia kolejnych ciał. Sprawa okazuje się dużo bardziej skomplikowana, niż wydawało się na początku, dlatego do śledztwa dołączają inne oddziały, w tym zespół Kensaku Katsumaty. Doświadczony komisarz nie znosi pięknej Reiko, zresztą ze wzajemnością. Rozpoczyna się rywalizacja o prym w dochodzeniu.
Między pięcioma częściami książki odkrywamy osobną historię. Jest mroczna i wstrząsająca, budzi w czytelniku bardzo różne odczucia. To jej fragmentem rozpoczynamy lekturę i jest to mocne uderzenie. Jest to relacja kogoś, nie wiemy kogo, nie znamy wieku ani nawet płci tej osoby, dostajemy jedynie drobne wskazówki. Co jakiś czas odkrywamy kolejne karty, które właściwie zbyt wiele nie wyjaśniają, jednak powodują silne emocje, przynajmneij tak było w moim przypadku. Nie będę zdradzała zbyt wiele, by nie zepsuć wam czytania, powiem tylko, że według mnie są bardzo udanym dodatkiem do fabuły.
Dodatkową atrakcją jest to, iż możemy poznać trochę kulturę japońską. Wszechobecne głębokie ukłony, okazywanie szacunku czy zachowanie norm społecznych jest niezwykle ważne. Dowiadujemy się też, jak działa tokijska policja, jak wygląda tam hierarchia i to, że jest wysoce istotna.
„Przeczucie” czyta się przyjemnie, akcja wolno nabiera tempa, by nagle uderzyć pełną parą. Powieść chwilami jest przewidywalna, jednak potrafi też nieźle zaskoczyć. Bohaterów poznajemy różnych, jedni nas irytują, innym kibicujemy. Podejrzenia spadają na kolejne osoby, a nie każdy jest tym, za kogo się podaje. Całość tworzy dość ciekawy i wciągający kryminał. Przekonajcie się sami.
Zaślepienie
Gdybym miała zrecenzować książkę jednym słowem, napisałabym: “szkoda”. Szkoda, bo jej potencjał był ogromny.
Pomysł na fabułę - bardzo dobry. Oto młoda fotograficzka, mieszkająca w modnej części Londynu, nagle zaczyna otrzymywać dziwne, niepokojące e-maile. I gdyby autorka skoncentrowała na tym wątku, pewnie powstałby naprawdę dobry thriller. Niestety - autorka postanowiła dołożyć całą masę przemyśleń i dylematów natury miłosno - egzystencjalnych głównej bohaterki, co niewiele wnosi do głównego wątku, za to koncertowo rozmywa akcję i sprawia, że niektóre rozdziały czyta się wyjątkowo ciężko.
Książka jest nierówna. Są rozdziały świetne, trzymające w napięciu, by już na kolejnej stronie wiało nudą i dylematami. Były momenty, że miałam wątpliwości, czy oby nie dałam się zmanipulować opisowi i nie trafiłam na tzw. “kobiecą powieść obyczajową”, którego to gatunku szczerze nienawidzę. Wszystko okraszone opisami erotycznych gadżetów lub preferencji seksualnych, z konieczną obecnością drugoplanowych bohaterów gejów, zakręconej staruszki, szalejącej w epoce dzieci kwiatów i nie mogącej się pogodzić z upływającym czasem oraz Azjatą - geniuszem. Jako wisienka na torcie sugestia o biseksualnych ciągotach głównej bohaterki i oto mamy piękną poprawność polityczną. I nie żebym coś miała przeciwko osobom homoseksualnym, czy szalonym babciom - po prostu umiejscowienie wszystkich tych postaci na raz, w jednej powieści, czasem bez żadnego powiązania z głównym wątkiem, w mojej ocenie zabiegiem zbędnym, szkodzącym całości. I już nawet nie będę się czepiać o tą nieszczęsną pierwszą osobę narracji.
Na plus książki przyznam, że były dwa zwroty akcji, które miło mnie zaskoczyły, a i ostateczny złoczyńca był dla mnie zaskoczeniem. Tyle, że ostatecznie autorka zepsuła zakończenie, tworząc tak naiwny wątek, że jasnym dla mnie było, iż pomysłów absolutnie brakło. A szkoda, bo rozdziały 34 do 36 są naprawdę dobre. Rzetelny thriller, i fragment książki, który pochłonęłam na raz, gdy wcześniej z poczucia obowiązku pilnowałam, by po dwa rozdziały dziennie czytać, by z recenzją się wyrobić. Niestety. Rozdział 37 też jest.
Po lekturze dźwięk e-maila dalej nie wywołuje we mnie dreszczu niepokoju. A szkoda. Bo “Odsłony” były naprawdę niezłe.